środa, 3 września 2014

Epilog

16 lat później
Siedzimy z Chloe w salonie. Tom jest na treningu, a na dywanie bawi się Lily.
- Boże, jestem wykończony - jest 20, a ja dopiero wróciłem z pracy. przytulam żonę.
- może zrobicie sobie z młodym jakiś wypad nad jezioro. Odpoczniesz i spędzisz z nim czas.
- Dobry pomysł. Córcia nie bierz tego do buzi - zabieram małej kluczyki. Słyszę podjeżdżające auto pod dom. - Dlaczego Liam Payne odwozi naszą córkę?
Wchodzi do domu dopiero pół godziny później.
Omijam ją i jadę do bruneta.
Na moje szczęście nie ma go w domu. Gdzie on do chuja o tej porze się włuczy.
Ale jak go dopadnę to kurwa nie żyje. Ona ma 17 lat, a on to dla niej ojciec. Wracam do domu. Biorę małą do kąpieli i kładę spać.
Gdy jesteśmy już w łóżku ktoś puka do drzwi sypialni.
- Proszę.
- Mogę na chwile? - słyszę ledwo najstarszą córkę.
- Tak - odpowiada jej kobieta. Odwracam się na drugi bok i zamykam oczy.
- nie chciałam. Przepraszam.. - jej głos się łamie.
- Ale czego nie chciałaś? - słyszę żonę.
- Jestem w ciąży..
- Zajebie kurwa! Zgłupiałaś?! - wstaję i podchodzę do niej.
- Przepraszam.. - zaczyna płakać.
- Ty mnie nie przepraszaj, bo w tej ciąży już jesteś! - krzyczę. Zaciskam pięści. - Trzeba było myśleć - wychodzę z pokoju. Ubieram pierwsze lepsze spodnie.
- gdzie idziesz? - mała wylatuje, a zaraz za nią Chloe.
Ubieram koszulkę i zabieram kluczyki.
- Ty możesz sobie ją bronić - mówię do żony - A ty jesteś głupia - warczę na Antoniettę i wychodzę.
- Harry! - słyszę i drzwi się zamykają.
Wsiadam do samochodu i jadę do Payne'a. Dotknął mojej córki! Przecież to obrzydliwe, poza tym ona jest taka młoda...
Chloe
Mała cały czas płacze i przeprasza.
Płacz i przepraszanie nic nie da. Po prostu ją przytulam. Dobrze wiem do czego Harry jest zdolny.
Przecież nawet nie wie czy między nimi faktycznie coś jest. Nie zapytał. Dal się jak zwykle ponieść.
Muszę mu dawać coś na uspokojenie.
- Czemu ryczysz? - obok siada Thomas.
Nie odpowiada mu więc ja to robię.
- Jest w ciąży. Tylko tego nie rozpowiadaj.
- Pff, sami zobaczą jej brzuch.
- Tom do łóżka.
- Jasne - znika na górze.
- gdzie on tyle jest? - słyszę córkę.
- Pewnie znalazł sobie nowy worek treningowy.
- co? Skąd on..?
~Harry~
Skurwysyn, gnojek, dzieciak, dupek, szczyl, łajza,drań. Za każdym razem dostaje mocniej. Ale trzymam go przy życiu.
- Dobra, liam wracamy bo go zajebię.
- Będzie wściekła jak się dowie - mówi.
- Tak? Gówno mnie to obchodzi. Ja też jestem. Zachowała się nieodpowiedzialnie.
- no zachowała.
- Skończyło się bycie córusią tatusia. Sorry, za limo.
- jest okay. Pewnie też b... Nie no mogłeś zapytać - dostaje w ramię.
Klepię go po plecach i wracamy. Odwożę przyjaciela.
Trochę niechętnie wracam do domu.
Nie mam ochoty rozmawiać z Toni.
W naszej sypialni jest już Chloe. Ściągam z siebie ubranie i myję ręce.
- gdzieś tyle był?
- Biłem się.
- świetnie. - kładę się do łóżka obok niej.
- Ale nie Liama - przyciągam brunetkę.
-i słusznie.
- Dupek,
- harry daj już spokój.
- śpij.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.

~~~~~~~~~*~~~~~~~~~
Tak, to już koniec. Opowiadanie dawno napisane i wreszcie dodałam wszystkie rozdziały :) 
DZIĘKUJEMY, JESTEŚCIE ŚWIETNI
PROSZĘ ZAGŁOSUJCIE NA PRISONERS ---->>>http://sonda.hanzo.pl/sondy,231547,d3sq.html

I mój tt jak by coś @Skyfallgirl



niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 24

Chloe siedzi na kanapie, a między nią Antonietta mająca białe, takie same conversy jak mama. Ubrana jest w różową bluzę. Też ma uszy. Dziewczynka dzisiaj kończy rok.
Liam wnosi tort małej i stawia przed nimi.
- Podoba ci się królewno?
- tak! - klaszcze. Po odśpiewaniu Sto Lat. Chloe pomaga jej zdmuchnąć świeczkę.
Biją jej brawo. To dość duże przyjęcie. Dostaje masę prezentów.
Przytulam do siebie Chloe.
- podoba jej się.
- Bardzo. Jest w centrum uwagi.
Dziewczyna opiera się o mnie patrząc na naszą pociechę. Z Niallem robią sobie selfie. Wszyscy się śmieją.
 - Chcę syna. - mówię jej do ucha
- fajnie - mówi obojętnie.
- CHLOE. Zaraz sam ci go zrobię.
-uspokój się - dźga mnie w żebra.
- Postaram...- braknie mi powietrza gdy widzę znaną postać w ogrodzie.
Louis podąża za moim wzrokiem.
- Zabierz je do domu. Wszyscy do domu.
- Harry.. - Chloe jest zaniepokojona.
- Do środka i nie dyskutuj ze mną.
Bierze małą i znikają w środku. Wściekły idę w kierunku mężczyzny. Stoi doprowadzając resztę wzrokiem.
- wypierdalaj.
- nie zwracaj się tak do mnie.
Prycham i łapię go za koszulę.
- wyrosłeś - uśmiecha się perfidnie.
- Wiesz, że cię Zabiję? Za mamę.
- ach twoja matka.
Rzucam nim o stół tarasowy. Nie  popuszczę. Widzę że mężczyzna zaczyna się denerwować. Ale teraz, po latach to ja mam przewagę.
- Nie tkniesz mnie i mojej rodziny. - Uderzam go w brzuch. Kilka razy.
-Harry! - zaczyna wstawać. Jest zły ale nie da rady.
Łapię go za kark i ląduje na ziemi. Znów dostaje serię uderzeń.
Dusi się łamiąc ledwo powietrze. Czuje jak chłopcy mnie odciągają.
- Zostaw Kurwa mnie!
- Ona na to wszystko patrzy. Będziesz żałował.
- Zabierzcie go. Potem go zajebię.
Godzinę później pojawia się policja. Louis zmusił mojego ojca żeby przyznał się do wszystkiego. Dobrze mieć przyjaciół. Siedzę obok żony. Ocieram kolejne łzy..
Chloe uspokaja mnie jak tylko może. Jest mi z tym źle. Wrócił. Chciał namieszać. Wspomnienia wróciły.
 -Harry już nie wróci. Proszę uspokój się.
- Gdyby...Wiesz co on by mógł ci zrobić?
- wszystko jest w porządku.
- Nie zostawisz mnie?
- nigdy - całuje mnie.
- Kocham cię..
- ja ciebie też.
Oddaję pocałunek i biorę ją na kolana.
- teraz będzie już tylko lepiej.
- Na pewno.
Znowu mnie całuje uśmiechając się.
- To mogę mieć syna?
Zaczyna się śmiać chowając twarz w mojej szyi.
- No co? - obejmuję ją.
-Nic Harry - przytula się do mnie.
Całuję ją we włosy i rozglądam się za córką. Jest na rękach Louisa. To miał być jej dzień.
Nie wie co się dzieje ale pomimo tego cały czas jest uśmiechnięta.
- chloe, czy jesteś szczęśliwa?
- najbardziej na świecie.
- Cieszę się. Chodźmy wszyscy na spacer.
Dziewczyna bierze małą i wychodzimy. Teraz jest dobrze. Najlepiej.
Moja kochana rodzina. Nigdy nie myslałem, że będę ją miał.
Ale teraz jestem szczęśliwy dzięki nim.

środa, 27 sierpnia 2014

Vanillia

http://vanillia-fanfiction.blogspot.com/


Rozdział 23

Wbrew temu czego chciałem, Elaine często się pojawiała.
Chloe często spotyka ją na spacerze z małą.
Nie podoba mi się to. Ona coś planuje. Inaczej by się znów nie wpieprzała. Mała zaczyna coraz lepiej trzymać się przy meblach. Raczkuje i czasem trudno ją znaleźć.
- Antonietta, chodź do taty – kucam na dywanie.
Siada na pupie i patrzy na mnie. Wyciągam do niej ręce i uśmiecham się.
Zaczyna się śmiać i drepta do mnie.
Oczywiście nie na nogach, ale to i tak dobry początek. Biorę ją na ręce i ubieram szarą bluzę. Zakładam jej kaptur i ma uszy.
Mamra cos po swojemu.
- Tak, zaraz pojedziemy do mamy.
- Brum..
Moja córka uwielbia podróże autem. Najczęsciej mało zainteresowana zasypia.
-Brum! - skacze w moich ramionach.
Całuję ją w czoło i zabieram kluczyki od auta. O nie...Tomlinson, Elaine i Chloe.
Poprawiam córkę i podchodzę do nich.
- Cześć.
- Hej.
- No, przywiozłem ci żonę i gościa.
- Cześć skarby - Chloe przytula małą.
Toni wtula się w jej szyję i zaczyna od nowa opowiadać po swojemu. Wchodzimy wszyscy do domu. Moja żona robi herbatę i podaje kupione ciastka. Trzymam na kolanach córkę i daję jej kukurydziane chrupki w małych ilościach. No widzę, że się zaprzyjaźniły. Moja zona i była uległa. Świetnie.
Rozmawiają bardzo długo na różne tematy.
Odprowadzam El do drzwi. Niech wie, że dla mnie nikt nie będzie gościem.
Wychodzi machając jeszcze małej.
- Chloe - odwracam się automatycznie do żony.
- tak?
- Nie koleguj się z nią.
- Myślę, że przesadzasz.
- Nie.
- Przestań - idzie z małą do ogrodu.
Idę za nimi.
- Jak chcesz. - rozkładam koc i się kładziemy.
Mała siedzi między nami uderzając rękami o nasze brzuchy.
Całuję ją w czoło. Obie są najważniejsze. Nie mogę ich skrzywdzić, ani stracić.
Chloe śmieje się gdy dziewczynka chowa się pod moją bluzką
- Czego ty tam szukasz? - łapię ją i podrzucam.
- Harry ona jadła
- Wcale nie. Dobra, może.
- tata..
Patrzę na nią zszokowany. Wow...Powiedziała pierwsze słowo.
- powiedziała tata.
- Powiedziała - powtarzam.
Mała wpycha palce do buzi śmiejąc się.
Całuję ją w policzek.
- Jak ja cię kocham.
-tata.. - dotyka mokrą ręką mojej twarzy.
- Tak, tata.
- Jasne tata. Zawsze tata - mówi Chloe.
- A powiedz ma-ma.
Patrzy na mnie głupio i znowu zaczyna się śmiać.
- Eh - całuję żonę.
Chloe z uśmiechem oddaje pocałunek. Popołudnie mija nam świetnie.
~Chloe~
Antonietta siedzi w wózku, a my z Elaine chodzimy po sklepach.
Kupiliśmy dużo rzeczy małej. Wchodzę do sklepu by widząc świetny krawat.
- Idealny -śmieje się El.
- chyba go kupie..
- No. Fajny.
-Poczekasz z nią chwile?
- Jasne.
Wchodzę do sklepu i od razu Proszę wybrany krawat. Fajnie, że Elaine ze mną jest.
Biorę torbę i wychodzę ze sklepu. Myślę, że czekają przed galeria bo tu ich nie ma.
Wchodzę i szukam ich wzrokiem. Jest dużo ludzi, ale nie widzę Elaine. Wyciągam telefon i do niej dzwonie. Nie odbiera. Ani za pierwszym razem ani za kolejnym.
Gdzie one mogły pójść. Wracam do galerii i chodzę korytarzami. Sprawdzam nawet łazienki. Nigdzie ich nie ma.
Próbuję znowu ale dalej nie odbiera więc dzwonie do harrrego.
- Halo?
- gdzieś mi dziewczyny zniknęły i trochę się martwię.
Słyszę jak cos wypluwa. Chyba kawę bo klnie ze gorące.
- Jak to ci zniknęły?
-poszłam do sklepu a jak wyszłam to.. nie mam pojęcia gdzie poszły.
- Dzwoniłaś do niej?
- nie odbiera
- No przecież ja ją Zabiję...Zaraz przyjadę.
-okay - jestem coraz bardziej zdenerwowana.
Kilka minut później widzę auto męża obok siebie. wysiada i idzie do mnie.
- Przepraszam, ja na prawdę nie chciałam, nie miałam pojęcia. O Boże jaka jestem głupia. Przepraszam.. - zaczynam płakać.
- Cicho - obejmuje mnie. - Przecież  to nie twoja wina, że ona jest chora psychicznie.
- moje dziecko.. - jestem na siebie wściekła.
- Znajdę ją Chloe. Słyszysz? Przecież wiesz, że znajdę - on tez jest zły.
Nie panuje nad sobą. Całe moje ciało ogarnia panika. Kołysze mnie. Każę wsiąść do auta. Elaine jest nie przewidywalna.
-  Harry szukajmy jej. - błagam go.
- Ty wracasz do domu. - mówi i odjeżdża spod galerii. Odwozi mnie. - Dzwon jeśli się pojawia.
- nie, nie chce tu zostać.
- Musisz. Może wrócą.
Kiwam głową. Jestem najgorszą matką świata.
- Kocham cię. To nie twoja wina. Znajdę ją. - mówi i odjeżdża.
~Harry~
Zbieram chłopaków w starym domu. Jestem tak wściekły, że ledwo nad sobą panuje.
Jedziemy. Używamy wszystkich kontaktów. Tonnie nic nie może się stać. Czułem że to się źle skończy.
Nigdy jej nie ufałem.  Nie jestem zły na Chloe. Po prostu mogła bardziej uważać, ale znajdę ją.
Moją królewnę. Sam dzwonie do El. Telefon wyraźnie jest wyłączony.
- Niall uda ci się go namierzyć? Ostatnie miejsce.
- raczej tak.
- To to zrób.
Chwilę później mam adres. Jadę ram. Mam nadzieje ze tam będzie. Wymijam auta i gwałtownie parkuje.
- Mogę ją zabić? - Niall idzie obok.
- przestań.
- Przestań?! Moje dziecko!
- musisz być spokojny.
- Wchodź.
Tak robi. Przeszukujemy wszystko.
W co ona się bawi.
Niallowi udaje się ją namierzyć. Po chwili dostrzegam wózek mojej córki.
Rozglądam się za samą Antoniettą. Widzę ją na rękach tej baby kawałek dalej.
Łapię ją za ramię. Zabieram jej moją królewnę i mocno ją do siebie przytulam.
- Harry - uśmiecha się.
- Bierzcie ją - mówię do chłopaków. Patrzę na Malutką. - Już wracamy do domku.
- tata..
- Tak. Boże słońce - całuję ją w czoło i wyciągam telefon.
Chloe nie odbiera. Pewnie zgubiła telefon przez to wszystko.
Wsiadam do samochodu i jadę do domu. Mała nadaje cały czas. Boże jakie szczęście.
Biorę ją na ręce i wchodzę do willi. Cała i zdrowa.
Przed nami pojawia się Chloe. Bierze małą i mocno przytula płacząc. Widzę jak po jej nogach spływa krew. Wiem że to nie miesiączka.
- Coś ty zrobiła?!
Ignoruje mnie i mocniej przytula córkę.
Jestem wściekły. I co?! To jej niby pomogło odnaleźć Tonnie? Świetnie. Do wieczora nie wypuszcza jej z ramion. Cały czas trzyma ją przy sobie.
Obie Zasypiają. Odnoszę je do sypialni. Sam spię na kanapie.
Od rana w domu jest bardzo cicho. Chloe leży w łóżku i gładzi brzuch naszej córki.
Przynoszę jej śniadanie. Gdy je, ja wyciągam jakieś ciuszki Antonietty.
- Nic jej nie jest. - słyszę.
- Nic. - siadam na łóżku i całuję żonę w czoło. - Przepraszam.
- przecież nie masz za co..
- Mam. Naraziłem was na niebezpieczeństwo.
- to ja cie nie słuchałam.
- Przestań. Wiedziałem jaka jest. Mogłem ją odizolować.
- a co z nią?
- Nie zabiłem.
- Zostaniesz z nią? Muszę wziąć prysznic.
- Ja cię z tego wyleczę  taką terapię dostaniesz, że nawet na cos ostrego nie spojrzysz - biorę malutką na ręce, bo się rozbudza.
Chloe wychodzi bez słowa.
- Najlepiej nie córka? Uciec od tematu.
Przeciera oczka i ziewa.
Całuję ją w czoło. Mój skarb. Nasz. Schodzę na dół i przygotowuję dla niej jedzenie.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 22

Nasz ślub odbył się w największym plenerze w tym mieście. Był rozstawiony namiot. Biały, wielki. Ozdobiony wrzosowymi szczegółami. Najważniejsze, że Chloe była szczęśliwa. Miała piękną długą suknie. Jaką sobie wymarzyła.
Goście świetnie się bawili i wszystko było udane.
Leżę na kocu w ogrodzie. Na mojej klatce spoczywa Antonietta Annie Styles.
Nadrabia nóżkami, a paluchy nieustannie są w jej lub mojej buzi.
- Co maleńka? - otwieram oczy i jej się przyglądam.
Wystawia język i zaczyna się śmiać.
Jest najsłodszym dzieckiem świata. Ciekawe gdzie jest moja zona.
Czuje obślinione palce na mojej brodzie i już wiem że moja córka domaga się uwagi.
Ostrożnie siadam przytrzymując ją przy sobie. Całuję jej główkę, na której ma różową opaskę z kokardką. Chłopcy co chwila kupują jej coś Nowego.
Jest maskotką dla całej czwórki.
- Stara, pierdolona kurwa.. - słyszę znajomy głos.
- Zaczyna się. Chodź kwiatuszku, zobaczymy co u mamy - Wstaję i przez taras wchodzę do domu.
Chloe zdejmuje buty i rzuca torebkę gdzieś w kąt. No tak, była na uczelni.
- Cześć skarbie - całuję ją w usta. - Co się stało?
- ta... pani powiedziała.. - wyjmuje kartki. - twoim zdaniem to jest chłopczyk czy dziewczynka?
- Dziewczynka - przyglądam się rysunkowi. Gorzej jak to chłopiec.
- no właśnie. A ta... pani powiedziała że mi tego nie zaliczy bo to chłopiec.
- Ta pani może nie mieć jutro pracy.
- Ani mi się waż. - warczy i zabiera mi małą. Dokładnie jej się przygląda. - jesteś chłopcem wiesz kochanie?
Toni robi dziwną minkę i wkłada rączkę do buzi.
- Stanę kurwa goła przed lustrem i siebie na rysuje. Może wtedy zrozumie. Moje cycki są moje i jestem kim? Kobietą. Stara szmata.
- To tez mówię, że mogę potwierdzić. Chodź na obiad. I daj mi dziecko, bo źle na nią wpływa twoje zdenerwowanie. Jeszcze do niej Antek zaczniesz mówi.
- idę się z NIĄ wykąpać.
- Okay. Jutro zostanie z Niallem. Muszę iść do pracy.
- Mogę nie iść na uczelnie.
- Dla niego to nie problem.
- idziemy plum plum. - znikają na górze.
Wchodzę do kuchni. Wyciągam talerze i przygotowuje posiłek.
Dzień mija nam bardzo leniwie. Rzeczywiście rano przychodzi Niall a my wychodzimy.
Odwożę żonę na uczelnię. Całuję ją długo w usta.
-wychodzę już dziesięć minut - śmieje się w moje wargi.
- Bo ja będę strasznie tęsknić. Seksownie w tym wyglądasz - wsuwam rękę pod jej czarną bluzkę. Szyby i tak są przyciemnione.
- Harry - upomina mnie.
- Przyjdź do mnie do biura dzisiaj. - dotykam jej piersi.
- po co przepraszam? - podnosi brew.
- Bo tam mam dobre wspomnienia - Mówię jej wprost do ucha.
- Idź ty już zboczeńcu jeden - odpycha mnie i ze śmiechem wychodzi.
Obserwuję jak znika w budynku, który w większości należy do mnie. Sponsoruję tę uczelnię. Po chwili odjeżdżam.
W pracy mam nadzwyczajny spokój. Podpisuję parę dokumentów i rozmawiam z kontrahentami. Nic ciekawego. Na moim biurku stoi zdjęcie Chloe, obok Malutkiej. Na laptopie i telefonie tez mam pełno ich zdjęć.
Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Spokojnie idę na lunch. Później mam jeszcze dwa spotkania.
Wchodzę na moje piętro. Drzwi są uchylone. Unoszę zdziwiony brwi i patrzę na Victorie.
- Moja żona?
- Mówiła że była umówiona.
- To znaczy, że nie Chloe - wchodzę do środka.
Na moim krześle siedzi znajoma mi szatynka.
Podchodzę wolno do biurka. Wściekłość we mnie rośnie.
- Co. Ty. Tu. Kurwa. Robisz?!
- nie denerwuj się.  Chciałam cię odwiedzić.
- A ja cię nie chcę widzieć. Wyjdź stad - łapię ją za ramię i prowadzę do drzwi.
- Harry daj mi chw... - w biurze pojawia się Chloe.
- Słowo wypierdalaj jest dla ciebie za trudne ? - warczę. Nie jestem już spokojny. Gdyby nie Chloe prawdopodobnie rzucił bym nią o ścianę.
- Harry przestań - odciąga mnie od niej.
- Wiesz kto to jest? - patrzę na brunetkę. - Elaine.
- Chyba Harry nie życzy sobie twoich wizyt - mówię grzecznie Chloe.
- Ale ja nic od niego nie chcę. Chciałam przeprosić. Popełniłam błąd.
Moja żona patrzy na mnie.
- Błąd? Ja ci powiem co ty zrobiłaś. Moje dziecko zabiłaś - gdyby mnie nie trzymała, to by się to źle skończyło. Czuję jak gniew nade mną panuje.
- Harry przestań - prosi.
- Wyjdź - powtarzam.
- chce tylko porozmawiać - tłumaczy.
- Tak? O czym?
- We dwoje.
- Nie. We dwoje nie. Jak Chloe wyjdzie, to cię uduszę.
Moja żona po raz kolejny mnie karci.
- Po prostu mów.
-postąpiłam głupio, niewybaczalnie. Ale mi też jest teraz ciężko, kiedy zdaje sobie z tego sprawę. Przepraszam, chciałam żebyś wiedział.
- Okay. To już?
- tak, chyba tak..
Kiwam jedynie głową. Przytulam żonę.
Chwilę później dziewczyna wychodzi. Odwracam do siebie Chloe i ją całuję.
- mogłeś być milszy. - odsuwa się.
- Nie. Dla niej nie.
- idę żeby Niall mógł iść.
- Jadę z tobą, skończyłem.
- No dobrze - oboje wychodzimy i wracamy do domu.
Dziękuję Niallowi i biorę królewnę na ręce.
- ale się stęskniłem.
Chloe idzie zrobić jej coś do jedzenia w tym czasie v
Czyli jak zawsze butelkę mleka. Karmi ją oglądając ze mną film.
Bawię się jej włosami. Ciągle myślę o Elaine. Czego ona chce. To było na prawdę dziwne. Przyszła po latach i przeprosiła. Tak, po prostu. Nawet nie zauważyłem jak Chloe zaniosła małą spać.
Wstaję i idę do kuchni. Robię nam kolację. Hm, dla odmiany szpinak z makaronem. Gdy dziewczyna schodzi, podaję jej kieliszek wina.
- dzięki - Siadamy do stołu.
- Chloe?
- tak?
- Boję się, że namiesza nam w życiu.
- może rzeczywiście po prostu dotarło do niej co zrobiła..
- I przyszła do mnie chociaż wiedziała jak zareaguję. że wpadnę we wściekłość.
-nie wiem Harry.
- Skarbie, tylko proszę nie wchodź w nią w żadną grę.
- tak, wiem.
Uśmiecham się do niej. Po kolacji, sprzątam a żonę zanoszę do łóżka. Całuję jej słodkie usta.
Oddaje pocałunek subtelnie.
- Bardzo seksowna bluzka - mruczę.
- bardzo zabawny jesteś.
- Wiem co mówię, ale ściągniemy ją kotku - rzucam materiał na jasną podłgoę.
- idziesz rano do pracy i ja też muszę wstać.
- Damy radę.
- Harry.. - mówi z politowaniem.
- Kochanie.
- nie kochaniuj mi tu.
- Wymyślasz. Nie o tej porze wstawałaś - całuję jej szyję.
- Idziemy spać Harry...
- Nie.
- właśnie że tak. - odpycha moje usta.
- nie bądź taka.,
- Zachowujesz się jakbyś conajmniej tygodnie tego nie robił.
- Bo ja cię potrzebuję.
- jesteś niemożliwy.
- I mnie kochasz - całuję jej brzuch,.
- jasne.
Uśmiecham się i rozpinam jej szare spodnie.
Ona pozbywa się mojej koszuli i łączy nasze usta. Wdzieram się do niej językiem. Muskam jej podniebienie. Jej ręce po zbadaniu mojego torsu zajmują się spodniami. Pomagam jej je zdjąć. Lądują na podłodze. Obracam nas. Jest nade mną. Wbijam palce w jej pupę. Posyła mi znaczące spojrzenie i zaczyna całować moje ciało. Chętnie bym się z nią trochę pobawił. Lubię gdy jest pod moją kontrolą.
Jej usta wracają do moich gdy zaczyna poruszać przy mnie biodrami.
- Kocham cię wiesz?
- Myhym..
Powtórnie kładę ją pod sobą. Odrywam się od żony.
- Dotknij się.
-Harry no.. - tak dobrze mnie zna. Widzę że zaczyna się niecierpliwić. Ma pretensje że karze jej coś robić zamiast samemu się tym zająć.
- Skarbie - biorę jej dłoń i wsuwam do jej majtek.
- nienawidzę cię..
- Nie prawda. Kochasz mnie.
Zaczyna pracować dłonią przez co przymyka oczy.
Uśmiecham się całując jej szyję i dekolt. Pięknie wygląda.
-Harry..
- Tak kochanie?
-chce ciebie
- Rozbierz się.
Robi co mówię i po chwili jest naga.
Uśmiecham się i zdejmuję bokserki. Całuję jej rozsunięte uda.
- Ooo nie. Od razu działasz -  ciągnie mnie do góry.
- Konkretna jesteś.
- Harry - mówi ostrzegawczo.
- No już - wbijam się w nią gwałtownie.
Zagryza moje ramię by powstrzymać krzyk.
Poruszam się w niej szybko.
Chloe oplata mnie nogami w pasie i dostosowuje się do rytmu jaki wyznaczam. Wciąż jest ciasna. Idealna dla mnie. Zaciska palce na moim ramionach wbijajac w nie paznokcie.
- Chciałem iść na siłownię.
- tak, jasne..
- teraz nie mam jak.
- Tak Harry..
- Tak?- wykonuję koliste ruchy.
- o Boże. - jęczy coraz głośniej.
- Czy tak? - wychodzę z niej i wbijam się mocno.
- Harry! - dochodzi ledwo łapiąc oddech.
- Pięknie.
- Jak ja jutro wstanę.. - dyszy. - A ty? - patrzy na mnie.
- Ja jeszcze z tobą nie skończyłem.
- Co - jest zdziwiona.
- No nie - wychodzę z niej. Całuję jej usta, a dziewczynę obracam. Teraz klęczy.
Jej oddech nadal jest niespokojny.
Od nowa w nią wchodzę, tyle że od tyłu.
oodpiera się z przodu przyjmując mnie.
Dyszę jej wprost do ucha.
- tak.. Harry już, już nie mogę..
- Więc dojdź
Szczytuje napinając każdy mięsień. Dochodzę zaraz po niej. Całuję jej plecy.
W pokoju słychać nasze ciężkie oddechy.
- Lubie Cię Pieprzyc.
- nie wstanę rano..
- I bardzo dobrze.
-Harry.. - zrezygnowana opada na poduszki.
- Kochanie.
-Kocham Cię - przyciąga mnie.
Całuję ją słodko w usta.
Zasypiamy oboje spełnieni.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 21

Siedzę z chłopakami w jednym z pokoi w naszym nowym domu. Jest na piętrze naprzeciwko sypialni. Pokój dla mojego dziecka zrobię ja. No, a oni mi pomagają. Zaczynamy od malowania. Rozkładamy folię na podłogę.
- Dobra, który kolor? - staję nad czterema kubłami.
- Niebieski - mówi Niall.
- To będzie diablica jak matka - wtrąca Tomlinson. - Różowy.
- Diablica? - śmieje się Liam.
- W łóżku to ona jest jeszcze lepsza - gwiżdżę. - Ale nie wiadomo czy to będzie dziewczynka.
- Niebieski może być i dla dziewczynki.
- Blondyn ma rację, robimy jak mówi.
- Zawsze mam rację. - wstają i zaczynają malować.
Jest z tym oczywiście zabawa. Przecież to są dzieci tylko już dorosłe. Z malowaniem pokoju schodzi cały dzień. Mebelki są już zamówione i nimi zajmujemy się dzień później. Rozkładamy je i skręcamy. Przy pomocy Louisa, muszę wzywać karetkę bo rozciął rękę. Tydzień później mamy wizytę u lekarza. Siódmy miesiąc kończy się prawidłowo. Mimo wszystko nie chcemy wiedzieć jaka to będzie płeć. Chcemy, aby była to niespodzianka.
Chloe dalej nie wie jaka była moja rodzina. I nie wiem czy jestem gotów jej powiedzieć. Boję się, że będę taki sam. Że zdenerwuję się i…Nie chcę nawet o tym myśleć. To byłaby tragedia.
Obejmując dziewczynę, wychodzimy z kliniki. Rozmawiam przez telefon, otwierając jej drzwi od samochodu.
- Tak, zaraz będę. – mruczę. – No kurwa nie latam jasne?!
Dziewczyna upomina mnie wzrokiem i wsiada.
Opieram rękę o dach bentleya. Blondi nawija mi, że jest ważne spotkanie i na mnie czekają. I niech czekają dalej.
- Zaraz kobieto.
- Harry chodź to będziesz szybciej. - słyszę.
- Ale mnie się nie śpieszy - rozłączam się i wsiadam do środka. - Ja ustalam warunki, nie oni - rzucam telefon do schowka, a potem ruszam. Jedziemy do firmy. Omijam korek skrótami. Jezu, jeszcze akcję dzisiaj mam. Pomagam narzeczonej wysiąść i idziemy do budynku. Łapie się mojego ramienia i idzie obok mnie. Staje jak wryty gdy przed swoim biurem widzę znajomą dziewczynę. Łapie się mojego ramienia i idzie obok mnie.
Wchodzimy do mojego biura.
- Tu sobie usiądź kochanie, poczytaj gazetę, a ja się po wkurwiam na pracowników dobra?
- przestań przeklinać.
- Yhym, tak, tak - biegam po gabinecie szukając dokumentów. Zabiję tą sekretarkę.
W końcu wszystko mam i wychodzę.
- Jestem. Wybaczcie spóźnienie, byłem u ginekologa.
Spotkanie przebiega o dziwo bardzo płynnie i spokojnie. Wracam do Chloe zadowolony. Klękam przy niej i całuję jej brzuch.
- wszystko w porządku?
- Jasne. Jak się czujesz?
- bardzo dobrze.
Zadaję to pytanie codziennie wiele razy. Stało się mottem chyba.
 - Na pewno? Skarbie, wczoraj trochę wariowaliśmy - jak można nazwać tak ostry seks.
- Wszystko okay - odpowiada z lekko różowymi policzkami.
- Oj skarbie. Wariuję przy tobie.
Pochyla się i Całuje mnie kładąc dłoń na moim policzku. Jest taka urocza, gdy się zawstydza. Przygryzam jej wargę uśmiechając się.
- jesteś już wolny?
- Jestem. Wracamy? Chcesz jechać na zakupy?
- do domu.
- Więc chodź - Obejmuję ją, pomagając wstać.
Wracamy do domu. Chloe od razu opada na kanapie. Schody to teraz dla niej wyzwanie. Uśmiecham się lekko i całuję ją we włosy. Żeby wejść do salonu, trzeba wejść po schodach. Czuje, ze Emily gotuje obiad.
Podaje nam go chwile później.
- Weźmiemy ślub jak urodzisz.
- to dobry pomysł.
Biorę jej dłoń i całuje. Ta kobieta jest dla nas jak chrzestna matka. Kochana Emily. Jest częścią naszej małej rodziny. Po obiedzie Chloe zasypia przed telewizorem. Biorę ją na ręce i niosę do sypialni. Przykrywam ją. Chciała iść na studia. Obiecałem, że pójdzie. Leży spokojnie oddychając. Ciekawe jakie będzie nasze Maleństwo. Nie mogę się go doczekać
~*~
Trzymam dłoń Chloe. Odgarniam włosy z jej spoconego czoła.
- Nie dam rady..
- Dasz kochanie. Jeszcze trochę, wiesz?
- Aaaa!
Jestem przerażony. Ile może trwać poród. W końcu w sali roznosi się płacz. Oddycham z ulgą. Lekarz robi coś orzy Maleństwie.
- gdzie jest? - słyszę Chloe.
- Chwilkę - mówię. Na jej klatkę układają nasze dziecko.
Mamy córkę. Piękną drugą dziewczynę zasłaniającą mi świat.
 Po moim policzku spływają łzy. Łzy szczęścia.
- jest śliczna..
- Tak - szepczę dotykając rączki córeczki.
- Proszę.. - brunetka podaje mi ją.
Biorę ją bardzo ostrożnie. Nie wiem jak. Nie wiem co..Boje się ją skrzywdzić.
Jest taka mała, krucha.. Nie mogę się na nią napatrzeć. Zabierają malutką na badania.
- Dziękuję. - widzę uśmiechniętą dziewczynę.
- To ja dziękuję. Odpocznij. Kocham Cię.
- ja ciebie też.
- Śpij - składam pocałunek na jej ustach.
Chloe z małą wracają do domu tydzień później.
Siedzę w jej pokoju kolejną godzinę. Nie wyjdę. Jak zacznie płakać a nie usłyszę ? Niby są kamerki i elektroniczna niania ale...
-Harry.. - widzę Chloe w drzwiach.
- Słucham kochanie?
- kolacja..
- Nie jestem głodny. Zjem później.
-Harry...
- Kotku - Przyciągam ją.
-hmm?
- Ona jest taka maleńka. Przygotuję wodę i ją wykapiesz.
- Harry myłeś ją już dzisiaj.
- W zasadzie ty to robiłaś. Ja trzymałem wanienke. Boże, ja mam jakąś paranoję.
- masz - wyciąga mnie z pokoju.
- Ale jak się jej cos...
- nic się jej nie.
- No dobrze.
Schodzimy na dół i razem jemy Jestem szczęśliwy. Dobrze, że ich mam.
Spędzam wieczór z dziewczyną. Bierzemy razem kąpiel. Całuję jej szyję.
Odchyla głowę w bok dając mi lepszy dostęp.
- Chcesz wszystko wiedzieć?
- Ufam ci.
- Ale muszę to z siebie wyrzucić.
- Zawsze możesz mi powiedzieć. - odwraca się do mnie.
Wzdycham. Powoli zaczynam jej wszystko opowiadać..
Słucha uważnie i mi nie przerywa. To dla mnie ciężkie. Wszystkie wspomnienia...Bicie, alkohol, krzyki. Chloe pod koniec ociera oczy bym nie zobaczył jej łez.
- To... to tyle.
- Zasługujesz na wszystko co osiągnąłeś.
- Nie zasługuję na ciebie.
- nie mów tak, proszę.
- Nigdy nie zasługiwałem. - całuję ją i przytulam.
- strasznie cię kocham głupku.
- A ja ciebie.
Całuje mnie i posyła uśmiech.
 - chodź bo będziemy chorzy.
Wynoszę ją z wanny do sypialni. Przytulam narzeczoną.
Uwielbiam czuć Jej ciepło przy sobie.
- To kiedy weźmiemy ślub?
- Nawet jutro. - śmieje się.
- Może trochę...Za miesiąc.
- za miesiąc - zgadza się.
- Śpij malutka.
Chloe zasypia a ja robię to chwilę po niej.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 20

Podaje mi rękę, abym mogła wejść do podstawionego audi. Zamyka drzwi, ale sam nie wsiada. Kierowca rusza spod lotniska. Jestem w Paryżu. Mieście zakochanych. Mijam ulice, które oświetlają ogromne latarnie. Ludzie chodzą zwiedzając okolice. Z daleka widzę wieże Eiffla. Jest pięknie oświetlona. Za horyzontem znikają ostatnie promienie słońca.
W aucie słyszę spokojną muzykę. Kierowca jedzie nad brzegiem morza. Do portu.
Domyślam się kogo tam spotkam.
Harry opiera się o barierkę. Ubrany jest w ciemne rurki z dziurami na kolanach i biała koszulę rozpiętą do połowy.
Auto odjeżdża a ja zostaje sama z mężczyzną.
- Jak zawsze pięknie.
-nie mogłeś po prostu zadzwonić?
- Przez telefon się nie oświadcza - pomaga mi wejść na pokład.
Nie jestem pewna czy dobrze usłyszałam. Zdezorientowana staję na jachcie.
- Ja poukładałem swoje sprawy.
- czytałam. Głośno o tym..
- A ty przemyślałaś?
- Tęskniłam.
- Ja również - wyciąga ręce i powoli mnie przyciąga. Całuje mój policzek, a później mnie puszcza. Podchodzi do steru, aby odpłynąć.
- gdzie płyniemy?
- Na Lazurowe wybrzeże.
Jestem pod wrażeniem tego co zorganizował. Wszystko co do ostatniego szczegółu. Opieram ręce o barierkę i przyglądam się wodzie. Odbija się w niej księżyc.
- musiałeś akurat Louisa?
- Miałem go dość, a ty go fajnie drażnisz - słyszę z przodu jachtu.
- taa.. - mruczę.
- Nie założyłaś naszyjnika.
- tak jakoś..
Włącza pilota i podchodzi do mnie. Wyciąga rękę po biżuterie. Uśmiecham się delikatnie i mu ją daje. Staje za moimi plecami. Po chwili czuję na szyi naszyjnik.
- To jest jego miejsce – składa pocałunek na moim karku. Odwracam się do niego i czule całuję. Wplata palce w moje włosy, oddając pocałunek.
- Kocham cię – mówi szeptem. – Już nigdy nie będziesz na drugim miejscu. Obiecuję.
- Harry to nie tak.. - czuje się głupio.
- Postaram się to naprawić.
- Kocham Cię.
Głaszcze mój policzek, a potem znów lekko całuje. Bierze za rękę i prowadzi do stolika.
Siadamy przy eleganckiej kolacji.
- Wybacz, nie ma skrzypiec. Ale orkiestra na łodzi kojarzy mi się z tonącym Titaniciem.
- wybaczam. - śmieje się.
Uśmiecha się i klęka przede mną.
- Nigdy tego nie robiłem. No ale i nie wyznawałem miłości. - patrzy w moje oczy z morskim pudełkiem w ręku. W poduszeczce jest pierścionek z diamentem. - Chciałbym, abyś się dzielili wszystkim. Chcę, abyś była moją żoną. Zgodzisz się wyjść za mnie?
Ocieram łzę której nie udało mi się powstrzymać i Uśmiecham się.
- Tak.
Bierze moją dłoń w swoją. Całuje pierścionek, a później nasuwa go na mój palec.
- Lepiej dla ciebie że będziemy razem.
- Tak?
- Nie będziesz musiał płacić alimentów - mówię już mniej pewnie.
Harry chyba trochę zbladł. Wciąż trzyma moją dłoń, a jego wzrok ląduje na moim brzuchu.
- To..ty…tam jest moje dziecko?
- Chciałam ci powiedzieć, ale nie przez telefon. Za chwilę trzeci miesiąc.
Drapie nerwowo swój kark.
- Będę musiał dorobić mebelki.
- Cieszysz się?
- Tak. I jestem gotów odciąć ci pieniądze bylebyś nie zrobiła czegoś potwornie głupiego. - przełyka ślinę. - Nie, ty byś tego nie zrobiła.
- Harry w życiu bym tego nie zrobiła - mówię powoli.
Patrzy długo na mnie i kiwa głową.
- Cieszę się. Nie wiem czy będę potrafił być ojcem. Znasz mnie.
- będziesz wspaniałym ojcem. Na pewno.
Pochyla się i całuje mój brzuch.
- Kocham cię. Nie zostawiaj mnie już, bo dostaję obłędu.
- Myhym..
Zsuwa ręce na moją pupę i uśmiecha się, całując mnie.
Śmieje mu się w usta.
- Widzę, że dobry humor dopisuje - odgarnia mi włosy z czoła i wstaje ubierając spodnie. - Pójdę, zrobię śniadanie.
- no poleż ze mną.
Pochyla się nade mną.
- Nie jadłaś kolacji, może ty nie jesteś głodna, ale Maluszek tak.
- widzę że już po moim pierwszym miejscu - śmieje się szczęśliwa.
- Wcale nie - głaska moje policzki. Całuje mnie.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie też królewno.
Znika a ja przewracam się na brzuch.
Tak mi jest dobrze. Idealnie.