niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 24

Chloe siedzi na kanapie, a między nią Antonietta mająca białe, takie same conversy jak mama. Ubrana jest w różową bluzę. Też ma uszy. Dziewczynka dzisiaj kończy rok.
Liam wnosi tort małej i stawia przed nimi.
- Podoba ci się królewno?
- tak! - klaszcze. Po odśpiewaniu Sto Lat. Chloe pomaga jej zdmuchnąć świeczkę.
Biją jej brawo. To dość duże przyjęcie. Dostaje masę prezentów.
Przytulam do siebie Chloe.
- podoba jej się.
- Bardzo. Jest w centrum uwagi.
Dziewczyna opiera się o mnie patrząc na naszą pociechę. Z Niallem robią sobie selfie. Wszyscy się śmieją.
 - Chcę syna. - mówię jej do ucha
- fajnie - mówi obojętnie.
- CHLOE. Zaraz sam ci go zrobię.
-uspokój się - dźga mnie w żebra.
- Postaram...- braknie mi powietrza gdy widzę znaną postać w ogrodzie.
Louis podąża za moim wzrokiem.
- Zabierz je do domu. Wszyscy do domu.
- Harry.. - Chloe jest zaniepokojona.
- Do środka i nie dyskutuj ze mną.
Bierze małą i znikają w środku. Wściekły idę w kierunku mężczyzny. Stoi doprowadzając resztę wzrokiem.
- wypierdalaj.
- nie zwracaj się tak do mnie.
Prycham i łapię go za koszulę.
- wyrosłeś - uśmiecha się perfidnie.
- Wiesz, że cię Zabiję? Za mamę.
- ach twoja matka.
Rzucam nim o stół tarasowy. Nie  popuszczę. Widzę że mężczyzna zaczyna się denerwować. Ale teraz, po latach to ja mam przewagę.
- Nie tkniesz mnie i mojej rodziny. - Uderzam go w brzuch. Kilka razy.
-Harry! - zaczyna wstawać. Jest zły ale nie da rady.
Łapię go za kark i ląduje na ziemi. Znów dostaje serię uderzeń.
Dusi się łamiąc ledwo powietrze. Czuje jak chłopcy mnie odciągają.
- Zostaw Kurwa mnie!
- Ona na to wszystko patrzy. Będziesz żałował.
- Zabierzcie go. Potem go zajebię.
Godzinę później pojawia się policja. Louis zmusił mojego ojca żeby przyznał się do wszystkiego. Dobrze mieć przyjaciół. Siedzę obok żony. Ocieram kolejne łzy..
Chloe uspokaja mnie jak tylko może. Jest mi z tym źle. Wrócił. Chciał namieszać. Wspomnienia wróciły.
 -Harry już nie wróci. Proszę uspokój się.
- Gdyby...Wiesz co on by mógł ci zrobić?
- wszystko jest w porządku.
- Nie zostawisz mnie?
- nigdy - całuje mnie.
- Kocham cię..
- ja ciebie też.
Oddaję pocałunek i biorę ją na kolana.
- teraz będzie już tylko lepiej.
- Na pewno.
Znowu mnie całuje uśmiechając się.
- To mogę mieć syna?
Zaczyna się śmiać chowając twarz w mojej szyi.
- No co? - obejmuję ją.
-Nic Harry - przytula się do mnie.
Całuję ją we włosy i rozglądam się za córką. Jest na rękach Louisa. To miał być jej dzień.
Nie wie co się dzieje ale pomimo tego cały czas jest uśmiechnięta.
- chloe, czy jesteś szczęśliwa?
- najbardziej na świecie.
- Cieszę się. Chodźmy wszyscy na spacer.
Dziewczyna bierze małą i wychodzimy. Teraz jest dobrze. Najlepiej.
Moja kochana rodzina. Nigdy nie myslałem, że będę ją miał.
Ale teraz jestem szczęśliwy dzięki nim.

środa, 27 sierpnia 2014

Vanillia

http://vanillia-fanfiction.blogspot.com/


Rozdział 23

Wbrew temu czego chciałem, Elaine często się pojawiała.
Chloe często spotyka ją na spacerze z małą.
Nie podoba mi się to. Ona coś planuje. Inaczej by się znów nie wpieprzała. Mała zaczyna coraz lepiej trzymać się przy meblach. Raczkuje i czasem trudno ją znaleźć.
- Antonietta, chodź do taty – kucam na dywanie.
Siada na pupie i patrzy na mnie. Wyciągam do niej ręce i uśmiecham się.
Zaczyna się śmiać i drepta do mnie.
Oczywiście nie na nogach, ale to i tak dobry początek. Biorę ją na ręce i ubieram szarą bluzę. Zakładam jej kaptur i ma uszy.
Mamra cos po swojemu.
- Tak, zaraz pojedziemy do mamy.
- Brum..
Moja córka uwielbia podróże autem. Najczęsciej mało zainteresowana zasypia.
-Brum! - skacze w moich ramionach.
Całuję ją w czoło i zabieram kluczyki od auta. O nie...Tomlinson, Elaine i Chloe.
Poprawiam córkę i podchodzę do nich.
- Cześć.
- Hej.
- No, przywiozłem ci żonę i gościa.
- Cześć skarby - Chloe przytula małą.
Toni wtula się w jej szyję i zaczyna od nowa opowiadać po swojemu. Wchodzimy wszyscy do domu. Moja żona robi herbatę i podaje kupione ciastka. Trzymam na kolanach córkę i daję jej kukurydziane chrupki w małych ilościach. No widzę, że się zaprzyjaźniły. Moja zona i była uległa. Świetnie.
Rozmawiają bardzo długo na różne tematy.
Odprowadzam El do drzwi. Niech wie, że dla mnie nikt nie będzie gościem.
Wychodzi machając jeszcze małej.
- Chloe - odwracam się automatycznie do żony.
- tak?
- Nie koleguj się z nią.
- Myślę, że przesadzasz.
- Nie.
- Przestań - idzie z małą do ogrodu.
Idę za nimi.
- Jak chcesz. - rozkładam koc i się kładziemy.
Mała siedzi między nami uderzając rękami o nasze brzuchy.
Całuję ją w czoło. Obie są najważniejsze. Nie mogę ich skrzywdzić, ani stracić.
Chloe śmieje się gdy dziewczynka chowa się pod moją bluzką
- Czego ty tam szukasz? - łapię ją i podrzucam.
- Harry ona jadła
- Wcale nie. Dobra, może.
- tata..
Patrzę na nią zszokowany. Wow...Powiedziała pierwsze słowo.
- powiedziała tata.
- Powiedziała - powtarzam.
Mała wpycha palce do buzi śmiejąc się.
Całuję ją w policzek.
- Jak ja cię kocham.
-tata.. - dotyka mokrą ręką mojej twarzy.
- Tak, tata.
- Jasne tata. Zawsze tata - mówi Chloe.
- A powiedz ma-ma.
Patrzy na mnie głupio i znowu zaczyna się śmiać.
- Eh - całuję żonę.
Chloe z uśmiechem oddaje pocałunek. Popołudnie mija nam świetnie.
~Chloe~
Antonietta siedzi w wózku, a my z Elaine chodzimy po sklepach.
Kupiliśmy dużo rzeczy małej. Wchodzę do sklepu by widząc świetny krawat.
- Idealny -śmieje się El.
- chyba go kupie..
- No. Fajny.
-Poczekasz z nią chwile?
- Jasne.
Wchodzę do sklepu i od razu Proszę wybrany krawat. Fajnie, że Elaine ze mną jest.
Biorę torbę i wychodzę ze sklepu. Myślę, że czekają przed galeria bo tu ich nie ma.
Wchodzę i szukam ich wzrokiem. Jest dużo ludzi, ale nie widzę Elaine. Wyciągam telefon i do niej dzwonie. Nie odbiera. Ani za pierwszym razem ani za kolejnym.
Gdzie one mogły pójść. Wracam do galerii i chodzę korytarzami. Sprawdzam nawet łazienki. Nigdzie ich nie ma.
Próbuję znowu ale dalej nie odbiera więc dzwonie do harrrego.
- Halo?
- gdzieś mi dziewczyny zniknęły i trochę się martwię.
Słyszę jak cos wypluwa. Chyba kawę bo klnie ze gorące.
- Jak to ci zniknęły?
-poszłam do sklepu a jak wyszłam to.. nie mam pojęcia gdzie poszły.
- Dzwoniłaś do niej?
- nie odbiera
- No przecież ja ją Zabiję...Zaraz przyjadę.
-okay - jestem coraz bardziej zdenerwowana.
Kilka minut później widzę auto męża obok siebie. wysiada i idzie do mnie.
- Przepraszam, ja na prawdę nie chciałam, nie miałam pojęcia. O Boże jaka jestem głupia. Przepraszam.. - zaczynam płakać.
- Cicho - obejmuje mnie. - Przecież  to nie twoja wina, że ona jest chora psychicznie.
- moje dziecko.. - jestem na siebie wściekła.
- Znajdę ją Chloe. Słyszysz? Przecież wiesz, że znajdę - on tez jest zły.
Nie panuje nad sobą. Całe moje ciało ogarnia panika. Kołysze mnie. Każę wsiąść do auta. Elaine jest nie przewidywalna.
-  Harry szukajmy jej. - błagam go.
- Ty wracasz do domu. - mówi i odjeżdża spod galerii. Odwozi mnie. - Dzwon jeśli się pojawia.
- nie, nie chce tu zostać.
- Musisz. Może wrócą.
Kiwam głową. Jestem najgorszą matką świata.
- Kocham cię. To nie twoja wina. Znajdę ją. - mówi i odjeżdża.
~Harry~
Zbieram chłopaków w starym domu. Jestem tak wściekły, że ledwo nad sobą panuje.
Jedziemy. Używamy wszystkich kontaktów. Tonnie nic nie może się stać. Czułem że to się źle skończy.
Nigdy jej nie ufałem.  Nie jestem zły na Chloe. Po prostu mogła bardziej uważać, ale znajdę ją.
Moją królewnę. Sam dzwonie do El. Telefon wyraźnie jest wyłączony.
- Niall uda ci się go namierzyć? Ostatnie miejsce.
- raczej tak.
- To to zrób.
Chwilę później mam adres. Jadę ram. Mam nadzieje ze tam będzie. Wymijam auta i gwałtownie parkuje.
- Mogę ją zabić? - Niall idzie obok.
- przestań.
- Przestań?! Moje dziecko!
- musisz być spokojny.
- Wchodź.
Tak robi. Przeszukujemy wszystko.
W co ona się bawi.
Niallowi udaje się ją namierzyć. Po chwili dostrzegam wózek mojej córki.
Rozglądam się za samą Antoniettą. Widzę ją na rękach tej baby kawałek dalej.
Łapię ją za ramię. Zabieram jej moją królewnę i mocno ją do siebie przytulam.
- Harry - uśmiecha się.
- Bierzcie ją - mówię do chłopaków. Patrzę na Malutką. - Już wracamy do domku.
- tata..
- Tak. Boże słońce - całuję ją w czoło i wyciągam telefon.
Chloe nie odbiera. Pewnie zgubiła telefon przez to wszystko.
Wsiadam do samochodu i jadę do domu. Mała nadaje cały czas. Boże jakie szczęście.
Biorę ją na ręce i wchodzę do willi. Cała i zdrowa.
Przed nami pojawia się Chloe. Bierze małą i mocno przytula płacząc. Widzę jak po jej nogach spływa krew. Wiem że to nie miesiączka.
- Coś ty zrobiła?!
Ignoruje mnie i mocniej przytula córkę.
Jestem wściekły. I co?! To jej niby pomogło odnaleźć Tonnie? Świetnie. Do wieczora nie wypuszcza jej z ramion. Cały czas trzyma ją przy sobie.
Obie Zasypiają. Odnoszę je do sypialni. Sam spię na kanapie.
Od rana w domu jest bardzo cicho. Chloe leży w łóżku i gładzi brzuch naszej córki.
Przynoszę jej śniadanie. Gdy je, ja wyciągam jakieś ciuszki Antonietty.
- Nic jej nie jest. - słyszę.
- Nic. - siadam na łóżku i całuję żonę w czoło. - Przepraszam.
- przecież nie masz za co..
- Mam. Naraziłem was na niebezpieczeństwo.
- to ja cie nie słuchałam.
- Przestań. Wiedziałem jaka jest. Mogłem ją odizolować.
- a co z nią?
- Nie zabiłem.
- Zostaniesz z nią? Muszę wziąć prysznic.
- Ja cię z tego wyleczę  taką terapię dostaniesz, że nawet na cos ostrego nie spojrzysz - biorę malutką na ręce, bo się rozbudza.
Chloe wychodzi bez słowa.
- Najlepiej nie córka? Uciec od tematu.
Przeciera oczka i ziewa.
Całuję ją w czoło. Mój skarb. Nasz. Schodzę na dół i przygotowuję dla niej jedzenie.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 22

Nasz ślub odbył się w największym plenerze w tym mieście. Był rozstawiony namiot. Biały, wielki. Ozdobiony wrzosowymi szczegółami. Najważniejsze, że Chloe była szczęśliwa. Miała piękną długą suknie. Jaką sobie wymarzyła.
Goście świetnie się bawili i wszystko było udane.
Leżę na kocu w ogrodzie. Na mojej klatce spoczywa Antonietta Annie Styles.
Nadrabia nóżkami, a paluchy nieustannie są w jej lub mojej buzi.
- Co maleńka? - otwieram oczy i jej się przyglądam.
Wystawia język i zaczyna się śmiać.
Jest najsłodszym dzieckiem świata. Ciekawe gdzie jest moja zona.
Czuje obślinione palce na mojej brodzie i już wiem że moja córka domaga się uwagi.
Ostrożnie siadam przytrzymując ją przy sobie. Całuję jej główkę, na której ma różową opaskę z kokardką. Chłopcy co chwila kupują jej coś Nowego.
Jest maskotką dla całej czwórki.
- Stara, pierdolona kurwa.. - słyszę znajomy głos.
- Zaczyna się. Chodź kwiatuszku, zobaczymy co u mamy - Wstaję i przez taras wchodzę do domu.
Chloe zdejmuje buty i rzuca torebkę gdzieś w kąt. No tak, była na uczelni.
- Cześć skarbie - całuję ją w usta. - Co się stało?
- ta... pani powiedziała.. - wyjmuje kartki. - twoim zdaniem to jest chłopczyk czy dziewczynka?
- Dziewczynka - przyglądam się rysunkowi. Gorzej jak to chłopiec.
- no właśnie. A ta... pani powiedziała że mi tego nie zaliczy bo to chłopiec.
- Ta pani może nie mieć jutro pracy.
- Ani mi się waż. - warczy i zabiera mi małą. Dokładnie jej się przygląda. - jesteś chłopcem wiesz kochanie?
Toni robi dziwną minkę i wkłada rączkę do buzi.
- Stanę kurwa goła przed lustrem i siebie na rysuje. Może wtedy zrozumie. Moje cycki są moje i jestem kim? Kobietą. Stara szmata.
- To tez mówię, że mogę potwierdzić. Chodź na obiad. I daj mi dziecko, bo źle na nią wpływa twoje zdenerwowanie. Jeszcze do niej Antek zaczniesz mówi.
- idę się z NIĄ wykąpać.
- Okay. Jutro zostanie z Niallem. Muszę iść do pracy.
- Mogę nie iść na uczelnie.
- Dla niego to nie problem.
- idziemy plum plum. - znikają na górze.
Wchodzę do kuchni. Wyciągam talerze i przygotowuje posiłek.
Dzień mija nam bardzo leniwie. Rzeczywiście rano przychodzi Niall a my wychodzimy.
Odwożę żonę na uczelnię. Całuję ją długo w usta.
-wychodzę już dziesięć minut - śmieje się w moje wargi.
- Bo ja będę strasznie tęsknić. Seksownie w tym wyglądasz - wsuwam rękę pod jej czarną bluzkę. Szyby i tak są przyciemnione.
- Harry - upomina mnie.
- Przyjdź do mnie do biura dzisiaj. - dotykam jej piersi.
- po co przepraszam? - podnosi brew.
- Bo tam mam dobre wspomnienia - Mówię jej wprost do ucha.
- Idź ty już zboczeńcu jeden - odpycha mnie i ze śmiechem wychodzi.
Obserwuję jak znika w budynku, który w większości należy do mnie. Sponsoruję tę uczelnię. Po chwili odjeżdżam.
W pracy mam nadzwyczajny spokój. Podpisuję parę dokumentów i rozmawiam z kontrahentami. Nic ciekawego. Na moim biurku stoi zdjęcie Chloe, obok Malutkiej. Na laptopie i telefonie tez mam pełno ich zdjęć.
Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Spokojnie idę na lunch. Później mam jeszcze dwa spotkania.
Wchodzę na moje piętro. Drzwi są uchylone. Unoszę zdziwiony brwi i patrzę na Victorie.
- Moja żona?
- Mówiła że była umówiona.
- To znaczy, że nie Chloe - wchodzę do środka.
Na moim krześle siedzi znajoma mi szatynka.
Podchodzę wolno do biurka. Wściekłość we mnie rośnie.
- Co. Ty. Tu. Kurwa. Robisz?!
- nie denerwuj się.  Chciałam cię odwiedzić.
- A ja cię nie chcę widzieć. Wyjdź stad - łapię ją za ramię i prowadzę do drzwi.
- Harry daj mi chw... - w biurze pojawia się Chloe.
- Słowo wypierdalaj jest dla ciebie za trudne ? - warczę. Nie jestem już spokojny. Gdyby nie Chloe prawdopodobnie rzucił bym nią o ścianę.
- Harry przestań - odciąga mnie od niej.
- Wiesz kto to jest? - patrzę na brunetkę. - Elaine.
- Chyba Harry nie życzy sobie twoich wizyt - mówię grzecznie Chloe.
- Ale ja nic od niego nie chcę. Chciałam przeprosić. Popełniłam błąd.
Moja żona patrzy na mnie.
- Błąd? Ja ci powiem co ty zrobiłaś. Moje dziecko zabiłaś - gdyby mnie nie trzymała, to by się to źle skończyło. Czuję jak gniew nade mną panuje.
- Harry przestań - prosi.
- Wyjdź - powtarzam.
- chce tylko porozmawiać - tłumaczy.
- Tak? O czym?
- We dwoje.
- Nie. We dwoje nie. Jak Chloe wyjdzie, to cię uduszę.
Moja żona po raz kolejny mnie karci.
- Po prostu mów.
-postąpiłam głupio, niewybaczalnie. Ale mi też jest teraz ciężko, kiedy zdaje sobie z tego sprawę. Przepraszam, chciałam żebyś wiedział.
- Okay. To już?
- tak, chyba tak..
Kiwam jedynie głową. Przytulam żonę.
Chwilę później dziewczyna wychodzi. Odwracam do siebie Chloe i ją całuję.
- mogłeś być milszy. - odsuwa się.
- Nie. Dla niej nie.
- idę żeby Niall mógł iść.
- Jadę z tobą, skończyłem.
- No dobrze - oboje wychodzimy i wracamy do domu.
Dziękuję Niallowi i biorę królewnę na ręce.
- ale się stęskniłem.
Chloe idzie zrobić jej coś do jedzenia w tym czasie v
Czyli jak zawsze butelkę mleka. Karmi ją oglądając ze mną film.
Bawię się jej włosami. Ciągle myślę o Elaine. Czego ona chce. To było na prawdę dziwne. Przyszła po latach i przeprosiła. Tak, po prostu. Nawet nie zauważyłem jak Chloe zaniosła małą spać.
Wstaję i idę do kuchni. Robię nam kolację. Hm, dla odmiany szpinak z makaronem. Gdy dziewczyna schodzi, podaję jej kieliszek wina.
- dzięki - Siadamy do stołu.
- Chloe?
- tak?
- Boję się, że namiesza nam w życiu.
- może rzeczywiście po prostu dotarło do niej co zrobiła..
- I przyszła do mnie chociaż wiedziała jak zareaguję. że wpadnę we wściekłość.
-nie wiem Harry.
- Skarbie, tylko proszę nie wchodź w nią w żadną grę.
- tak, wiem.
Uśmiecham się do niej. Po kolacji, sprzątam a żonę zanoszę do łóżka. Całuję jej słodkie usta.
Oddaje pocałunek subtelnie.
- Bardzo seksowna bluzka - mruczę.
- bardzo zabawny jesteś.
- Wiem co mówię, ale ściągniemy ją kotku - rzucam materiał na jasną podłgoę.
- idziesz rano do pracy i ja też muszę wstać.
- Damy radę.
- Harry.. - mówi z politowaniem.
- Kochanie.
- nie kochaniuj mi tu.
- Wymyślasz. Nie o tej porze wstawałaś - całuję jej szyję.
- Idziemy spać Harry...
- Nie.
- właśnie że tak. - odpycha moje usta.
- nie bądź taka.,
- Zachowujesz się jakbyś conajmniej tygodnie tego nie robił.
- Bo ja cię potrzebuję.
- jesteś niemożliwy.
- I mnie kochasz - całuję jej brzuch,.
- jasne.
Uśmiecham się i rozpinam jej szare spodnie.
Ona pozbywa się mojej koszuli i łączy nasze usta. Wdzieram się do niej językiem. Muskam jej podniebienie. Jej ręce po zbadaniu mojego torsu zajmują się spodniami. Pomagam jej je zdjąć. Lądują na podłodze. Obracam nas. Jest nade mną. Wbijam palce w jej pupę. Posyła mi znaczące spojrzenie i zaczyna całować moje ciało. Chętnie bym się z nią trochę pobawił. Lubię gdy jest pod moją kontrolą.
Jej usta wracają do moich gdy zaczyna poruszać przy mnie biodrami.
- Kocham cię wiesz?
- Myhym..
Powtórnie kładę ją pod sobą. Odrywam się od żony.
- Dotknij się.
-Harry no.. - tak dobrze mnie zna. Widzę że zaczyna się niecierpliwić. Ma pretensje że karze jej coś robić zamiast samemu się tym zająć.
- Skarbie - biorę jej dłoń i wsuwam do jej majtek.
- nienawidzę cię..
- Nie prawda. Kochasz mnie.
Zaczyna pracować dłonią przez co przymyka oczy.
Uśmiecham się całując jej szyję i dekolt. Pięknie wygląda.
-Harry..
- Tak kochanie?
-chce ciebie
- Rozbierz się.
Robi co mówię i po chwili jest naga.
Uśmiecham się i zdejmuję bokserki. Całuję jej rozsunięte uda.
- Ooo nie. Od razu działasz -  ciągnie mnie do góry.
- Konkretna jesteś.
- Harry - mówi ostrzegawczo.
- No już - wbijam się w nią gwałtownie.
Zagryza moje ramię by powstrzymać krzyk.
Poruszam się w niej szybko.
Chloe oplata mnie nogami w pasie i dostosowuje się do rytmu jaki wyznaczam. Wciąż jest ciasna. Idealna dla mnie. Zaciska palce na moim ramionach wbijajac w nie paznokcie.
- Chciałem iść na siłownię.
- tak, jasne..
- teraz nie mam jak.
- Tak Harry..
- Tak?- wykonuję koliste ruchy.
- o Boże. - jęczy coraz głośniej.
- Czy tak? - wychodzę z niej i wbijam się mocno.
- Harry! - dochodzi ledwo łapiąc oddech.
- Pięknie.
- Jak ja jutro wstanę.. - dyszy. - A ty? - patrzy na mnie.
- Ja jeszcze z tobą nie skończyłem.
- Co - jest zdziwiona.
- No nie - wychodzę z niej. Całuję jej usta, a dziewczynę obracam. Teraz klęczy.
Jej oddech nadal jest niespokojny.
Od nowa w nią wchodzę, tyle że od tyłu.
oodpiera się z przodu przyjmując mnie.
Dyszę jej wprost do ucha.
- tak.. Harry już, już nie mogę..
- Więc dojdź
Szczytuje napinając każdy mięsień. Dochodzę zaraz po niej. Całuję jej plecy.
W pokoju słychać nasze ciężkie oddechy.
- Lubie Cię Pieprzyc.
- nie wstanę rano..
- I bardzo dobrze.
-Harry.. - zrezygnowana opada na poduszki.
- Kochanie.
-Kocham Cię - przyciąga mnie.
Całuję ją słodko w usta.
Zasypiamy oboje spełnieni.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 21

Siedzę z chłopakami w jednym z pokoi w naszym nowym domu. Jest na piętrze naprzeciwko sypialni. Pokój dla mojego dziecka zrobię ja. No, a oni mi pomagają. Zaczynamy od malowania. Rozkładamy folię na podłogę.
- Dobra, który kolor? - staję nad czterema kubłami.
- Niebieski - mówi Niall.
- To będzie diablica jak matka - wtrąca Tomlinson. - Różowy.
- Diablica? - śmieje się Liam.
- W łóżku to ona jest jeszcze lepsza - gwiżdżę. - Ale nie wiadomo czy to będzie dziewczynka.
- Niebieski może być i dla dziewczynki.
- Blondyn ma rację, robimy jak mówi.
- Zawsze mam rację. - wstają i zaczynają malować.
Jest z tym oczywiście zabawa. Przecież to są dzieci tylko już dorosłe. Z malowaniem pokoju schodzi cały dzień. Mebelki są już zamówione i nimi zajmujemy się dzień później. Rozkładamy je i skręcamy. Przy pomocy Louisa, muszę wzywać karetkę bo rozciął rękę. Tydzień później mamy wizytę u lekarza. Siódmy miesiąc kończy się prawidłowo. Mimo wszystko nie chcemy wiedzieć jaka to będzie płeć. Chcemy, aby była to niespodzianka.
Chloe dalej nie wie jaka była moja rodzina. I nie wiem czy jestem gotów jej powiedzieć. Boję się, że będę taki sam. Że zdenerwuję się i…Nie chcę nawet o tym myśleć. To byłaby tragedia.
Obejmując dziewczynę, wychodzimy z kliniki. Rozmawiam przez telefon, otwierając jej drzwi od samochodu.
- Tak, zaraz będę. – mruczę. – No kurwa nie latam jasne?!
Dziewczyna upomina mnie wzrokiem i wsiada.
Opieram rękę o dach bentleya. Blondi nawija mi, że jest ważne spotkanie i na mnie czekają. I niech czekają dalej.
- Zaraz kobieto.
- Harry chodź to będziesz szybciej. - słyszę.
- Ale mnie się nie śpieszy - rozłączam się i wsiadam do środka. - Ja ustalam warunki, nie oni - rzucam telefon do schowka, a potem ruszam. Jedziemy do firmy. Omijam korek skrótami. Jezu, jeszcze akcję dzisiaj mam. Pomagam narzeczonej wysiąść i idziemy do budynku. Łapie się mojego ramienia i idzie obok mnie. Staje jak wryty gdy przed swoim biurem widzę znajomą dziewczynę. Łapie się mojego ramienia i idzie obok mnie.
Wchodzimy do mojego biura.
- Tu sobie usiądź kochanie, poczytaj gazetę, a ja się po wkurwiam na pracowników dobra?
- przestań przeklinać.
- Yhym, tak, tak - biegam po gabinecie szukając dokumentów. Zabiję tą sekretarkę.
W końcu wszystko mam i wychodzę.
- Jestem. Wybaczcie spóźnienie, byłem u ginekologa.
Spotkanie przebiega o dziwo bardzo płynnie i spokojnie. Wracam do Chloe zadowolony. Klękam przy niej i całuję jej brzuch.
- wszystko w porządku?
- Jasne. Jak się czujesz?
- bardzo dobrze.
Zadaję to pytanie codziennie wiele razy. Stało się mottem chyba.
 - Na pewno? Skarbie, wczoraj trochę wariowaliśmy - jak można nazwać tak ostry seks.
- Wszystko okay - odpowiada z lekko różowymi policzkami.
- Oj skarbie. Wariuję przy tobie.
Pochyla się i Całuje mnie kładąc dłoń na moim policzku. Jest taka urocza, gdy się zawstydza. Przygryzam jej wargę uśmiechając się.
- jesteś już wolny?
- Jestem. Wracamy? Chcesz jechać na zakupy?
- do domu.
- Więc chodź - Obejmuję ją, pomagając wstać.
Wracamy do domu. Chloe od razu opada na kanapie. Schody to teraz dla niej wyzwanie. Uśmiecham się lekko i całuję ją we włosy. Żeby wejść do salonu, trzeba wejść po schodach. Czuje, ze Emily gotuje obiad.
Podaje nam go chwile później.
- Weźmiemy ślub jak urodzisz.
- to dobry pomysł.
Biorę jej dłoń i całuje. Ta kobieta jest dla nas jak chrzestna matka. Kochana Emily. Jest częścią naszej małej rodziny. Po obiedzie Chloe zasypia przed telewizorem. Biorę ją na ręce i niosę do sypialni. Przykrywam ją. Chciała iść na studia. Obiecałem, że pójdzie. Leży spokojnie oddychając. Ciekawe jakie będzie nasze Maleństwo. Nie mogę się go doczekać
~*~
Trzymam dłoń Chloe. Odgarniam włosy z jej spoconego czoła.
- Nie dam rady..
- Dasz kochanie. Jeszcze trochę, wiesz?
- Aaaa!
Jestem przerażony. Ile może trwać poród. W końcu w sali roznosi się płacz. Oddycham z ulgą. Lekarz robi coś orzy Maleństwie.
- gdzie jest? - słyszę Chloe.
- Chwilkę - mówię. Na jej klatkę układają nasze dziecko.
Mamy córkę. Piękną drugą dziewczynę zasłaniającą mi świat.
 Po moim policzku spływają łzy. Łzy szczęścia.
- jest śliczna..
- Tak - szepczę dotykając rączki córeczki.
- Proszę.. - brunetka podaje mi ją.
Biorę ją bardzo ostrożnie. Nie wiem jak. Nie wiem co..Boje się ją skrzywdzić.
Jest taka mała, krucha.. Nie mogę się na nią napatrzeć. Zabierają malutką na badania.
- Dziękuję. - widzę uśmiechniętą dziewczynę.
- To ja dziękuję. Odpocznij. Kocham Cię.
- ja ciebie też.
- Śpij - składam pocałunek na jej ustach.
Chloe z małą wracają do domu tydzień później.
Siedzę w jej pokoju kolejną godzinę. Nie wyjdę. Jak zacznie płakać a nie usłyszę ? Niby są kamerki i elektroniczna niania ale...
-Harry.. - widzę Chloe w drzwiach.
- Słucham kochanie?
- kolacja..
- Nie jestem głodny. Zjem później.
-Harry...
- Kotku - Przyciągam ją.
-hmm?
- Ona jest taka maleńka. Przygotuję wodę i ją wykapiesz.
- Harry myłeś ją już dzisiaj.
- W zasadzie ty to robiłaś. Ja trzymałem wanienke. Boże, ja mam jakąś paranoję.
- masz - wyciąga mnie z pokoju.
- Ale jak się jej cos...
- nic się jej nie.
- No dobrze.
Schodzimy na dół i razem jemy Jestem szczęśliwy. Dobrze, że ich mam.
Spędzam wieczór z dziewczyną. Bierzemy razem kąpiel. Całuję jej szyję.
Odchyla głowę w bok dając mi lepszy dostęp.
- Chcesz wszystko wiedzieć?
- Ufam ci.
- Ale muszę to z siebie wyrzucić.
- Zawsze możesz mi powiedzieć. - odwraca się do mnie.
Wzdycham. Powoli zaczynam jej wszystko opowiadać..
Słucha uważnie i mi nie przerywa. To dla mnie ciężkie. Wszystkie wspomnienia...Bicie, alkohol, krzyki. Chloe pod koniec ociera oczy bym nie zobaczył jej łez.
- To... to tyle.
- Zasługujesz na wszystko co osiągnąłeś.
- Nie zasługuję na ciebie.
- nie mów tak, proszę.
- Nigdy nie zasługiwałem. - całuję ją i przytulam.
- strasznie cię kocham głupku.
- A ja ciebie.
Całuje mnie i posyła uśmiech.
 - chodź bo będziemy chorzy.
Wynoszę ją z wanny do sypialni. Przytulam narzeczoną.
Uwielbiam czuć Jej ciepło przy sobie.
- To kiedy weźmiemy ślub?
- Nawet jutro. - śmieje się.
- Może trochę...Za miesiąc.
- za miesiąc - zgadza się.
- Śpij malutka.
Chloe zasypia a ja robię to chwilę po niej.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 20

Podaje mi rękę, abym mogła wejść do podstawionego audi. Zamyka drzwi, ale sam nie wsiada. Kierowca rusza spod lotniska. Jestem w Paryżu. Mieście zakochanych. Mijam ulice, które oświetlają ogromne latarnie. Ludzie chodzą zwiedzając okolice. Z daleka widzę wieże Eiffla. Jest pięknie oświetlona. Za horyzontem znikają ostatnie promienie słońca.
W aucie słyszę spokojną muzykę. Kierowca jedzie nad brzegiem morza. Do portu.
Domyślam się kogo tam spotkam.
Harry opiera się o barierkę. Ubrany jest w ciemne rurki z dziurami na kolanach i biała koszulę rozpiętą do połowy.
Auto odjeżdża a ja zostaje sama z mężczyzną.
- Jak zawsze pięknie.
-nie mogłeś po prostu zadzwonić?
- Przez telefon się nie oświadcza - pomaga mi wejść na pokład.
Nie jestem pewna czy dobrze usłyszałam. Zdezorientowana staję na jachcie.
- Ja poukładałem swoje sprawy.
- czytałam. Głośno o tym..
- A ty przemyślałaś?
- Tęskniłam.
- Ja również - wyciąga ręce i powoli mnie przyciąga. Całuje mój policzek, a później mnie puszcza. Podchodzi do steru, aby odpłynąć.
- gdzie płyniemy?
- Na Lazurowe wybrzeże.
Jestem pod wrażeniem tego co zorganizował. Wszystko co do ostatniego szczegółu. Opieram ręce o barierkę i przyglądam się wodzie. Odbija się w niej księżyc.
- musiałeś akurat Louisa?
- Miałem go dość, a ty go fajnie drażnisz - słyszę z przodu jachtu.
- taa.. - mruczę.
- Nie założyłaś naszyjnika.
- tak jakoś..
Włącza pilota i podchodzi do mnie. Wyciąga rękę po biżuterie. Uśmiecham się delikatnie i mu ją daje. Staje za moimi plecami. Po chwili czuję na szyi naszyjnik.
- To jest jego miejsce – składa pocałunek na moim karku. Odwracam się do niego i czule całuję. Wplata palce w moje włosy, oddając pocałunek.
- Kocham cię – mówi szeptem. – Już nigdy nie będziesz na drugim miejscu. Obiecuję.
- Harry to nie tak.. - czuje się głupio.
- Postaram się to naprawić.
- Kocham Cię.
Głaszcze mój policzek, a potem znów lekko całuje. Bierze za rękę i prowadzi do stolika.
Siadamy przy eleganckiej kolacji.
- Wybacz, nie ma skrzypiec. Ale orkiestra na łodzi kojarzy mi się z tonącym Titaniciem.
- wybaczam. - śmieje się.
Uśmiecha się i klęka przede mną.
- Nigdy tego nie robiłem. No ale i nie wyznawałem miłości. - patrzy w moje oczy z morskim pudełkiem w ręku. W poduszeczce jest pierścionek z diamentem. - Chciałbym, abyś się dzielili wszystkim. Chcę, abyś była moją żoną. Zgodzisz się wyjść za mnie?
Ocieram łzę której nie udało mi się powstrzymać i Uśmiecham się.
- Tak.
Bierze moją dłoń w swoją. Całuje pierścionek, a później nasuwa go na mój palec.
- Lepiej dla ciebie że będziemy razem.
- Tak?
- Nie będziesz musiał płacić alimentów - mówię już mniej pewnie.
Harry chyba trochę zbladł. Wciąż trzyma moją dłoń, a jego wzrok ląduje na moim brzuchu.
- To..ty…tam jest moje dziecko?
- Chciałam ci powiedzieć, ale nie przez telefon. Za chwilę trzeci miesiąc.
Drapie nerwowo swój kark.
- Będę musiał dorobić mebelki.
- Cieszysz się?
- Tak. I jestem gotów odciąć ci pieniądze bylebyś nie zrobiła czegoś potwornie głupiego. - przełyka ślinę. - Nie, ty byś tego nie zrobiła.
- Harry w życiu bym tego nie zrobiła - mówię powoli.
Patrzy długo na mnie i kiwa głową.
- Cieszę się. Nie wiem czy będę potrafił być ojcem. Znasz mnie.
- będziesz wspaniałym ojcem. Na pewno.
Pochyla się i całuje mój brzuch.
- Kocham cię. Nie zostawiaj mnie już, bo dostaję obłędu.
- Myhym..
Zsuwa ręce na moją pupę i uśmiecha się, całując mnie.
Śmieje mu się w usta.
- Widzę, że dobry humor dopisuje - odgarnia mi włosy z czoła i wstaje ubierając spodnie. - Pójdę, zrobię śniadanie.
- no poleż ze mną.
Pochyla się nade mną.
- Nie jadłaś kolacji, może ty nie jesteś głodna, ale Maluszek tak.
- widzę że już po moim pierwszym miejscu - śmieje się szczęśliwa.
- Wcale nie - głaska moje policzki. Całuje mnie.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie też królewno.
Znika a ja przewracam się na brzuch.
Tak mi jest dobrze. Idealnie.

sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 19

Od dwóch tygodni Harry chodzi bardzo zdenerwowany. Do mnie się nawet nie zbliża. Jego intencje są przejrzyste. Nie chce mi zrobić krzywdy, bo aż go nosi. Ja więc nie narzucam się i staram nie przeszkadzać.
I to chyba nawet nie chodzi o gang, bo nie jeździ na żadne akcje. Coś z firmą. Wychodzi z domu o piątej rano i wraca późno wieczorem dalej znerwicowany. Musi się coś dziać skoro nie wyręcza się innymi.
Powoli zaczynam się martwić, ale nie chce go denerwować.
~Harry~
Zajebię się najprędzej. Jak tak dalej pójdzie to dużo stracimy.
- Kolejny kontrakt był sfałszowany.
Chodzę wściekły po gabinecie.
- Siadaj -mówi Zayn.
Robię to bez słowa. Krew mnie zaraz zaleje.
- Może ich zwolnić?
Chyba rzeczywiście miarka się przebrała. Przeczesuję palcami włosy. Tracę miliony.
Wracam do domu z tym wszystkim na głowie. W drzwiach do kuchni widzę Chloe w jedynie mojej koszuli i skąpych majtkach. Z przodu jest mokra, a facet, jakiś fachowiec. przed nią tłumaczy jej co się stało. Staję w progu wypuszczając powietrze z ust.  Łapię ją za ramię i odciągam od niego.
 - Na górę. Ubierz się. - mówię bardzo, ale to bardzo spokojnie. Odwracam się do mężczyzny. - Co się stało?
- rura. Źle zainstalowane i nie wytrzymało długo.
- Świetnie - burczę. Dobrze, że się stąd Wyprowadzamy. Kurwa, mam spotkanie jutro z Tiffany. - Ile płacę ?
Rozliczamy się i mężczyzna wychodzi.
Ściągam krawat i marynarkę. Koszulę Rozpinam. Biorę wodę, opróżniam pól butelki i idę na górę.
Po wzięciu prysznica , kładę się do łóżka. wolałbym przy sobie Chloe.
Dalej jestem zły i czuję, że nerwy mnie nie opuszczają. Zamykam oczy i zasypiam. Rano robię śniadanie ukochanej. Zaniedbuję ją. Ta pojawia się w kuchni pół godziny później.
- Kochanie, przepraszam za ostatnie tygodnie
- jest okay - siada przy stole i przeciera oczy.
Podchodzę do niej i całuję dziewczynę. Bardzo długo. Ta nie odpowiada do końca na pocałunek. Bardziej pozwala mi na całowanie jej.
- Obiecuję, że od następnego tygodnia wrócisz na pierwsze miejsce. Ja po prostu zbankrutuję, albo gorzej. Chociaż nie wiem czy się da gorzej.
- Zajmij się firmą. Rozumiem.
- Jutro ci coś pokażę, teraz idę na spotkanie – ubieram marynarkę. Jak zawsze mam problem z diabelnym krawatem.
Chloe posyła mi pytające spojrzenie wycierając ręce.
- Niespodzianka.
Podchodzi i zawiązuje krawat. Wraca na miejsce i macha mi gdy wychodzę.
~*~
- Witaj Tiffany – całuję jej dłoń i siadamy do stolika. – Nie mam humoru, więc będę wybrzydzać.
- uprzedzano mnie proszę pana. - posyła mi szeroki uśmiech.
- Przejdźmy do rzeczy.
- Więc słucham pana preferencji.
- Moich? Nowoczesność. Minimalizm.
Rzeczywiście idzie nam bardzo ciężko, tym bardziej ze kobieta nieustannie mnie podrywa. Ja sobie na czole napiszę „Zajęty”, bo inaczej się nie odczepią. Kończymy po trzech godzinach. Jestem zmęczony wybieraniem mebli i płytek. Blondynka mija się w drzwiach z Chloe.
- Cześć kotku - mówię kładąc głowę na biurku. Nic innego nie robię tylko pracuję. Nie jestem pewien czy umiem skręcać szyją w prawo.
- Miałeś spotkanie, pewnie nie powinnam tak wchodzić bez pukania. Zwłaszcza gdy masz takie spotkania.
- Chloe nie drażnij mnie dobra? - podnoszę na nią wzrok. - Natrętna jest, ale jej potrzebuję.
- Jasne, jasne. Masz tylu ludzi, ale to właśnie sam pan Styles musi się do niej fatygować. Pewnie jęczy gdy w rozmowie wymawia twoje nazwisko. No chyba że jesteście na ty.
- Dość - uderzam ręką o biurko i wstaję. Podchodzę do niej, łapiąc za ramiona. - Myślisz, że mając problemy z firmą, gangiem i wszystkim, zdradzałbym cię z jakaś blondynką która pomaga mi wybierać panele do domu?! A no i garnki, żeby pasowały do szarych szafek.
Zamyka oczy gdy stojąc tak blisko unoszę głos. Wyrywa się z mojego uścisku i wychodzi zostawiając kilka toreb. Przez szklaną szybę chwile później widzę jak wybiega z budynku. Świetnie. Tego mi trzeba było.
Wypuszczam powietrze z ust. Nie mam siły. Jeszcze niech mnie o zdradzę o sądzi i będzie cudownie. Zabieram co zostawiła i wsiadam do auta. Zatrzymuję się przy Chloe.
- Przepraszam – wysiadam. Tu jest pełno ludzi. – Zdenerwowałaś mnie takimi podejrzeniami. Kocham ciebie i tylko ciebie! Dobrze to wiesz. Nie bądź zazdrosna. – patrzę na nią. – Ona mi pomaga. Przy domu. Dla ciebie.
- nie rób scen rodem z dennych filmów. - twardo idzie przed siebie.
Łapię ją za sukienkę i wciągam do auta.
- Ja robię sceny? Przepraszam, ale to ty odstawiasz przedstawienie jaka to jesteś zdradzona i skrzywdzona. - ruszam z chodnika. Jezu, będziemy w gazetach. - nie mogę ci wszystkiego mówić! Chcę zrobić niespodziankę, coś co ci się spodoba, a ty się obrażasz o spotkanie.
- Ostatnio mi nic nie mówisz. - patrzy przez szybę.
- Bo mi się imperium sypie – stwierdzam przecierając twarz dłonią. – Jak domino.
- Więc widocznie ja jestem kolejnym klockiem. - wychodzi z auta i idzie otworzyć dom by do niego wejść.
- Nie jesteś - idę za nią z tymi torbami. Kładę je na kanapie i przyciągam dziewczynę do siebie. - Masz rację, potrzebuję cię bo sam nie daję rady. Ale nie chciałem cię tym obarczać. Nie sypiam po nocach nie wiedząc co zrobić.
Patrzy mi w oczy i idzie na górę. Słyszę zamykanie drzwi.
Nie idę za nią. Siadam na kanapie. Muszę znaleźć rozwiązanie. Jak nie znajdę i mój osobisty świat legnie w gruzach.
~*~
Stojąc przy stole w głównej sali robię redukcję etatów. Zostanie ten kto rozegra to wszystko jak najlepiej. Mają tydzień. Wychodzę i od razu jadę po Chloe.
Wjeżdżamy w te zieleńsze okolice Nowego Jorku. Przejeżdżam nad brzegiem wody. Mijamy kolejne piękne domu, ale jeszcze nie nasz. Dziewczyna siedzi z rękami na piersi nie mówiąc nic. Ja wiem, że ona jest zła ale ja nic złego nie zrobiłem. No prócz tego, że mówię jej wszystkiego. Ale po co ona ma sie nad tym zastanawiać? Parkuję dopiero pod nowoczesną willą.
-Ładny. - słyszę.
- Chodź do środka - mruczę i idę otworzyć jej drzwi.
Podąża za mną gdy oprowadzam ją po całym wnętrzu.
- To właśnie robiła Tiffany.
- Ładny - powtarza.
Jest nowoczesny. Szare kolory plus miodowe drewno. Wszystko jest minimalistyczne jak mówiłem. Brakuje niektórych mebli.
Nie jest jeszcze skończony i gotowy do zamieszkania ale chciałem jej go pokazać
- Proszę. Nie gniewaj się. Powiem ci o wszystkim. - Obejmuję ją mocno. - O przeszłości tez.
- To ja ci coś powiem... - kładzie dłonie na moim torsie. - W moim pokoju są spakowane walizki. Kocham Cię, ale... chce przerwy Harry.
- Nie. - odpowiadam. - Bo ta przerwa skończy się źle. Poza tym odpoczywamy od siebie już dwa tygodnie.
- właśnie. A codziennie byliśmy blisko. To było ciężkie. Mam już wynajęte mieszkanie. Nie kończę tego tylko chce trochę czasu - mówi cicho.
- Do czego? - marszczę brwi. - Bo nie rozumiem.
- na przemyślenia.
- Niby jakie? Nie poświęcałem ci ostatnio czasu, bo zbieram w ręce firmę.  ale przed tym nie było źle, wiec nie wiem co chcesz przemyśleć skoro to ja nie wiem w co ręce włożyć.
- Uporządkujesz sobie wszystko.
- Tyle, że ciebie potrzebuję obok.
- Proszę.. - podnosi na mnie wzrok.
- Wciąż nie rozumiem, ale rób jak chcesz. W domu cię siłą nie trzymam.
Wracamy do domu pod którym stoi taksówka. Po chwili Chloe wychodzi przed dom z walizkami.
Patrzę tylko na nią. Łapię jej rękę.
 – Adres.
- Kanada - przełyka śline. Wsiada i auto odjeżdża.
- No chyba ją Bóg opuścił. - mówię do siebie. Przywlokę ją z powrotem za jakiś tydzień.
Wymyśla.
~Chloe ~
Przez tego dupka pojawiły się nowe cięcia, a z blizn powstały rany. Wieszam nowo kupiony obraz i robię kilka kroków w tył . Równo
Kanada nie jest tak daleko. I tak wiem ze wie gdzie jestem.
Przed nim nie udało by mi się schować ale i nie zamierzam tego robić.
Siadam na łóżku. Mam jednopokojowe mieszkanie. Kupiłam parę rzeczy i jest na prawdę przytulnie. Tęsknię za Harrym.
Ale przerwa się przyda. Wychodzę rano pobiegać.
Zakładam bluzę i dresy. Zamykam dom, naciągam kaptur na głowę i ruszam.
Biegam, słuchając muzyki. Vancouver to piękne miasto.
Mijam ludzi idących do pracy. Sama mamy dzisiaj wolne. Jestem kelnerka. Pasuje mi to. Poznaje dużo ludzi i dzięki temu jestem samowystarczalna.
Jest dobrze. Siedzę na ławce pijąc wodę. Obok leży gazeta. "miliarder wraca na szczyt. Kupuje następne filię. Teraz łączy Kanadę."
Przełykam wodę. Czytam artykuł dokładnie. Cieszę się że mu się udało. Że wszystko na co ciężko pracował mu się opłaciło.
Rozmawiamy dwa dni w tygodniu przez telefon albo Skype. Jednak jakoś nie raczył się pochwalić. Uśmiecham się pod nosem. Odkładam gazetę i biegnę dalej.
Biegnę w równym tempie. Później wracam do domu. Po dwóch dniach, mam bardzo dużo klientów w pracy. Nie wiem w co ręce włożyć.
- Poproszę kawę - słyszę. Louis.
Odwraca się i rzeczywiście widzę niebieskookiego bruneta.
- Przebieraj się i idziemy. Raz, raz.
- Louis pracuję.
- Dzisiaj nie. Wychodzimy. Nie, nie ma tu hazzy.
- Spadaj. - czyści szklanki za lada
- Masz wolne - przechodzi do niej i przerzuca ją przez ramię. - Boże, z dwa dni chodził i się wkurwial. Ze ty pracujesz. No nie ważne. - mówi idąc przez miasto. Jest ciepło. Tutaj kwiecień jest naprawdę wiosennym miesiącem.
- gdzie idziemy? - robi wszystko żeby było mu jak najciężej.
robię
- Na lotnisko.
- Co. Nie. Louis przestań.
- Nie lecimy do NY. - poprawia mnie na rękach.
- Mów do cholery o co chodzi.
- Nie mogę.
- Harry to wymyślił tak?
- Pewnie. Przecież nie ja. Tobie bym czekolady nie dal.
- Powiedz mu... ugh... To głupie. Nigdzie nie lecę. Louis? - bije go po plecach.
- Lecisz. - przechodzi przez lotnisko na płytę.
- nienawidzę was obu.
- Nie prawda. - podrzuca mnie. Wchodzi po schodach do samolotu.
- to niemoralne.
- Zastanów się czasem co powiesz. To Harry.
- Nie może raz uszanować mojej prośby.. - mruczę.
- Ty - bierze piwo. - cały miesiąc wytrzymał. Dobra, zniszczył dwa auta i siłownię ale wytrzymał - zaznacza. - Dla ciebie.
Zdejmuje fartuch z bioder i rzucam nim w Tomlinsona.
- W ogóle to fajne masz mieszkanko - siada na fotelu zakładając nogę na nogę w stylu amerykańskim.
- po co tam byłeś?
- Szukałem cię nie?
- złamas..
- Mila jesteś.
- wiem, tęskniłeś.
- Za tobą zawsze. Fajny uniform.
- wiem.
- Przeleciałbym cię - oblizuje wargi.
- wykastrowałabym cię - naśladuje jego ruch.
Prycha, pijąc kolejny łyk piwa. Blondynka - stewardessa - przynosi mi kieliszek różowego szampana.
Biorę go, ale odstawiam nie pijąc ani łyka.
- Przed nami 12 godzin lotu.
- ja pierdziele.. - opieram czoło o szybę.
- Dużo się może zdarzyć - przez dwie kolejne godziny słucham arcy ciekawych historii Louisa. O tym jak i kogo pieprzył przez ostatni miesiąc.
Zawsze chciałam to wiedzieć. Jasne. Potem bierze już trzecią butelkę piwa.
- Mam dla ciebie kieckę.
- no tak. Przecież to było oczywiste. - biorę ją i ignorując jego komentarze ubieram w łazience.
Jest bladoróżowa.  Z delikatnej koronki. Wracam do Louisa i siadam w swoim miejscu. Brunet podsuwa mi pudełko z butami. W nich widzę białe szpilki ze wzorem.
Są na prawdę ładne. Ubieram je bez słowa.
- I to – podaje mi mój naszyjnik.
Biorę go w dłoń lecz nie zakładam.
- Coś z nim nie tak?
- wszystko w porządku.
Kiwa jedynie głową, pijąc swój alkohol. Do końca lotu bardzo dużo mnie zagaduje.

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 18

Na następny dzień w ogóle nie poruszamy tego tematu. Jest niedziela, wiec Harry nie idzie do pracy. Jedziemy do parku na zimowy koncert.
Panuje między nami cisza.
Harry usilnie wbija wzrok w ziemię i bawi się moimi palcami. Stoimy między ludźmi patrząc na scenę. Żadne usilnie się nie odzywa. W końcu zdecydowanie odwraca się w moją stronę. Wygląda na zakłopotanego.
- Przepraszam. Za noc.
- nie masz za co.
- Mam. Tylko tak strasznie  ciężko jest mi ci wszystko powiedzieć.
- wiem. Spokojnie Harry. Staram się rozumieć.
- Kocham cię...Boże - podnosi mnie.
- Harry ludzie..
- Kocham cię! - krzyczy. Całuje moje usta.
- zamknij się idioto.. - oddaje pocałunek śmiejąc się.
- Niech każdy wie, że jesteś aniołem.
Uciszam go wznawiając pocałunek. Z czułego przeradza się w namiętny. Od razu przypada mi do gustu. W jednym momencie marze by wszyscy ludzie zniknęli. Żebyśmy byli w sypialni, w domu.
On powoduje, ze prawie tak jest. Ze na kilka sekund wszystko znika. Jesteśmy sami, tylko dla siebie nawzajem. Nasze wargi idealnie do siebie pasują.
- Kocham Cię.
Uśmiecha się pokazując Dołeczki. Cieszą go te słowa. To widać.
Całuje go jeszcze raz, ale tym razem krótko. Stawia mnie na ziemi i bierze za rękę. Powoli wracamy do domu. Harry zaciąga mnie do jubilera.
Staje obok niego przy ladzie.
- Dzień dobry Edyth. Proszę, daj mi to co zamówiłem.
- tak Panie styles - podaje harremu eleganckie opakowanie.
- Dziękuję. Odwróć się kochanie. - To na pewno było do mnie.
- znowu pewnie wydałeś nie wiadomo ile i to dla mnie.
Nachyla się do mojego usta.
 - Jesteś bezcenna.
- Dziękuję - mowie gdy mam już prezent na sobie.
To naszyjnik z białego złota.
- piękny..
- Ty również jesteś piękna.
- wracamy?
- Chodź - obejmuje mnie ramieniem i wychodzimy.
Podejmuje decyzję. Chce to zrobić. Dla niego. Nie mam tylko pojęcia jak mu to powiedzieć.
Zastanawiam się nad tym, wchodząc z nim do domu.
Nerwy jak zwykle biorą górę.
 - Harry..?
- Tak skarbie? - zabiera moją kurtkę.
- Czy ty... nie ważne.
- Powiedz. Czym się tak denerwujesz - zauważa jak bujam się na stopach.
- ymm...
Unosi mój podbródek i patrzy w oczy, uśmiechając się.
- chcesz mnie w tamtym pokoju? - pytam na jednym wydechu.
- Co? - zdziwiony unosi brwi. - Przecież... nie chcesz być uległą. A tam byś nią była.
- ja.. Nie ma jakiegoś złotego środka?
- Usiądź - poprosił.
- po co? czemu mi nie odpowiesz?
- No Usiądź - sam to robi. Ciągnie mnie na kolana. -  Czego byś nie chciała.
- żebyś mnie poniżał. Chciałabym byś po prostu pamiętał że mnie kochasz. Kim dla mnie jesteś i kim ja jestem dla ciebie.
- Tego możesz być pewna. Mówiąc uległa nie miałem na myśli, że będę traktował cię jak. .dziwke. - całuje moją skroń.
-właśnie..
- Ale ty...jesteś tego pewna?
- zrób to po prostu tak dla nas. Bez schematu..
- Dobrze kochanie.
- dobrze.
- Ale ja tez mam prośbę. Chciałbym mieć cie w tam tym pokoju, ubraną tylko w ten naszyjnik.
- miałam go zdjąć.. - mówię niepewnie.
- Dlaczego?
- Żeby.. Może inna prośba?
- Innych nie mam. No trudno. Jeśli chcesz to zdejmij.
-nie chce go zniszczyć czy cos..
- Kiedy chcesz tam..pójść?
Wzruszam ramionami patrząc mu w oczy. Jego palce gładzą mój policzek.
Łapie go za kark i przyciągam do pocałunku. Dotyka ustami moich. Na początku tylko patrzymy w swoje oczy, a potem je zamykamy i całujemy się bardzo zachłannie. Wpuszczam jego język bez zastanowienia.
Wplątuje palce w moje włosy.
- teraz - szepczę.
Podnosi się ze mną na rękach. Czuje że idzie po schodach. Pokonuje korytarz i otwiera ostatnie drzwi.
Stawia mnie na podłodze.
- Rozbierz się - prosi.
Kiwam głową rozglądając się i pozbywam się swoich ciuchów.
Harry znika w łazience. Wraca w spodniach dresowych nisko opuszczonych.
Wygląda mega seksownie przez co zagryzam wargę.
Całuje mnie w nos.
- Uklęknij na łóżku i ręce połóż na poręczy.
- okay - rozluźniam się nieco widząc jego podejście do tego. Podchodzę do wielkiego łóżka i na nie wchodzę. Robię to co powiedział.
Unosi moją dłoń i Zapinam w kajdanki. Drugą również. Całuje mój policzek, a oczy zakrywa czarną opaską.
Przytrzymuje język między zębami starając się cokolwiek usłyszeć.
Chodzi po pokoju z dala ode mnie.
 - Tak jak w biurze nie będziesz mogła dojść pierwsza.
- jasne. - na razie wydaje się to wykonalne.
Czuję, że Harry jest za mną . Całuje moje plecy i ciągnie za włosy. Odchylam głowę do tyłu i poprawiam się by było mi wygodniej.
- Taka moja - mruczy do mojego ucha. Przesuwa ręką po moim biodrze do kobiecości.
Wiem co za chwile zrobi i już ta świadomość działa.
- I teraz uprzedzam. Jeśli dojdziesz dostaniesz w tyłek.
Kiwam głową nie będąc pewna Czy dam rade.
Po chwili czuje nie jego palce. Jest pode mną, a jego język wiruje we mnie. Sapie głośno. Robię się czerwona myśląc co robi ale to takie przyjemne.
Przymykam oczy. Nie mogę dojść. Jezu. Moje usta otwierają się a wszystkie mięśnie napinają. Składa pocałunek i przerywa. Sięga po coś. Już wiem. Wibrator. Nie potrzeba mi dużo. Pomimo starań dochodzę co czuje doskonale.
- Tak się nie bawimy. - mówi i wstaje z łóżka. Słyszę, że otwiera szufladę. Chwilę później czuję te kulki. I uderzenie w tyłek.
-i le ty tego masz? - sapie.
- Trzeba się zaopatrzyć jak twoja dziewczyna je wyrzuca - gdy uderza kulki ocierają się.
-o boziu..
Robi tak dziesięć razy. Prawie znowu szczytuję.
Czuję jak delikatnie wkłada we mnie palce. Są chyba w lubrykancie. Tyle, że ja tam w drugiej dziurce jestem jeszcze ciasna.
Krzywię się czując to dosyć dosadnie.
- Kochanie musisz się rozluźnić.
- Ale to...
- Robię ci to pierwszy raz.
Zaciska usta próbując rzeczywiście się rozluźnić. Czuję jak jego palce powoli wchodzą i wychodzą.
Zaczynam czuć to bardziej. Przyjemniej.
- Mogę w ciebie wejść?
- tam?
- Tak.
- to... - kiwam niepewnie głową.
Całuje mój kark. Chwilę później czuję główkę jego członka przy wejściu.
Zaciskam mocno palce na łóżku i staram się spokojnie oddychać.
- Spokojnie. Jesteś strasznie ciasna,.
- ugh...
Czuję, że zrobił wszystko aby wejście było łagodniejsze. Oddycham głęboko i coraz szybciej. To nowe doznanie. Wiem, że musi być mały ból. To pierwszy raz w takiej pozycji. Ale później Harry porusza się powoli. Jest lepiej. Zaczynam czuć przyjemność. Trzyma moje biodra. Nie ruszam rękoma, bo nie mogę. Moja klatka unosi się niespokojnie. Wypełnia mnie od przodu palcami.
To za dużo. Wszystko we mnie wybucha.
Harry dochodzi chwilę po mnie. Spuszczam głowę, próbując złapać oddech. Rozpina moje ręce i bierze mnie w ramiona.
Nasze oddechy mieszają się ze sobą.
- Odpocznij kochanie - słyszę.
Przytulam się do bruneta. W jego ramionach jest mi idealnie.
~~~~~~~~~*~~~~~~~~~
Dodaję rozdziały codziennie, bo chcę skończyć opowiadanie. Zostało jeszcze parę rozdziałów i epilog. Mam skopiowane jeszcze parę innych opowiadaniach i też chce to przyśpieszyć, aby w czasie roku szkolnego was nie zawodzić., 

środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 17

Budzę ją śniadaniem do łóżka. Kawa, omlety i róże.
- Ojej.. Dziękuję.
- Proszę. - uśmiecham się. - Mam dzisiaj przyjęcie charytatywne. Pójdziesz pani mną panno Grace?
- Z przyjemnością..
- Więc - podaję jej kartę - kupisz sobie suknię. Mogę cię wykorzystać? Wybrałabyś mi koszulę do smokingu i to przygotowała? Nie zdążę, ledwo się przebiorę...
- Dobrze. Oddychaj.
- Muszę lecieć - całuję ją krótko i wychodzę z pokoju. Chwila. Krawat.
Wracam się szukając własności.
- Chloeeeeeee.
- Co?!
- Wiesz, gdzie mój krawat?
- Wiem.
- A więc kochanie mogłabyś mi go dać?
- Nie. - odpowiada spokojnie.
- Dlaczego? - jęczę.
- Sam sobie go poszukaj - dostrzegam kawałek materiału wychodzącego z gumki jej majtek.
Kręcę głową i klękam na łóżku. Całuję ją w usta i schodzę niżej.  Składam krótkie pocałunki ma jej płaskim brzuchu i zębami wyjmuję krawat.
– Będę miał mile skojarzenia '- mówię, gdy mi go zawiązuje.
- mógłbyś zostać dłużej - wyrzuca mi i kończy.
- Nie mogę. Spotkanie z jakąś Tiffany.
- jaką przepraszam Tiffany?
- Gdybym sam wiedział. Jakaś projektantka.
- młoda?
- Chyba - Podnoszę się poprawiając marynarkę.
- Harry.. - podchodzi do mnie powoli. Sięga po moją dłoń i z cwaną miną wsuwa ją do swojej bielizny.
Widzę, że zrobi wszystko abym tylko został. Całuję ją w usta. Ale jak zostanę, to nie wyjdzie moja niespodzianka. Na szczęście ona bardzo łatwo dochodzi do pełni rozkoszy, wiec nie będzie problemu. Stoi przede mną, a Moja dłoń masuje jej kobiecość. Nie Odrywam się od jej ust.
- No chodź.. - wzdycha.
- Ale to bardzo ważne spotkanie - wsuwam w nią palec wskazujący i środkowy.
- Proszę..
Wyjmuję telefon ze spodni, nie zaprzestając pieszczot.
- Victoria?
- Tak panie Styles?
- Przełóż spotkanie z panią Wesley za godzinę.
- przełóż je na jutro - mówi do telefonu Chloe.
- Na jutro - potwierdzam, całując jej szyję.
-Tak panie Styles. - mówi blondynka.
- Też tak powinnaś czasem grzecznie odpowiadać - rzucam telefon na szafkę i Pcham dziewczynę na łóżko.
- Patrz, a jednak nie mówię. - ciągnie mnie na siebie.
Rozwiązuje mój krawat, który zaraz gdzieś ładuje. Rozpinam koszulę, całując dekolt brunetki.
- Chyba mi przeszło..
- Wiesz, że zdążę umówić to spotkanie od nowa?
- Nie chce żebyś kiedykolwiek na nie szedł.
- Czy ty jesteś zazdrosna? - zahaczam o jej majtki, których zaraz nie ma.
- A jak tak to wyślesz kogoś innego?
- Postaram się.
- Więc ok.
Śmieje się i spędzam z nią cały poranek w łóżku. W końcu trzeba wstać, wiec ubieramy się i wychodzimy z domu. Prowadzę ją do auta, aby nie Wywróciła się na lodzie.
Otwieram drzwi od auta, a później sam Wsiadam . Jedziemy do centrum, gdzie ma kupić sobie najpiękniejszą suknie na bal.
Chloe nic nie rozumie i cały czas próbuje coś ode mnie wyciągnąć.
- Jest przyjęcie charytatywne tak? Chcę, żebyś wyglądała jak najlepiej.
- Mam dużo Sukienek których nawet na sobie nie miałam.
- Ale to ma być suknia. Misiu, nie kłóć się ze mną tylko wybieraj.
- No dobrze..
Uśmiecham się do niej i wchodzimy do markowego sklepu. Chloe bardzo trudno jest się zdecydować. Cały czas ma jakieś wątpliwości.
A ja zaintrygowany bawię się kluczykami od samochodu.
Brunetka bierze kolejną serię do przymierzalni.
- Litości - Odchylam głowę do tylu.
- oj cicho.
- Przymierzaj.
- robię to.
Poprawiam się na fotelu i bawię kluczykami.
- i jak? - staje przede mną
- Idealnie...
- poprzednio też tak mówiłeś.
- Naprawdę ładnie.
- tez mi się podoba..
- Czerwona..mrau.
- zabawne.. - wybór pada na tą suknie i to właśnie z nią wychodzimy.
- Gdzie teraz kotku? - pytam. -
- lody?
- No to chodźmy.,
Idziemy do cukierni. Kupujemy lody, chociaż to nie ta pora. To jest zdecydowanie cos co kocha chloe. Mogłaby je jeść na śniadanie, obiad i kolację.
Całuję jej czoło i jedziemy do domu. Mała wybiera mi koszulę, krawat.
Trochę zamieszania jest przy tym balu.
Ale wszystko jest dobrze zorganizowane. Chloe idealnie się prezentuje na przyjęciu. - Mogę prosić do tańca?
Posyła mi uśmiech i podaje swoją dłoń. Przyciągam ją i zaczynamy tańczyć. Wokół nas jest jeszcze parę innych par
- Pięknie wyglądasz - moja ręka przesuwa się po jej plecach. Ma odkryte.
- mówiłeś już.
Uśmiecham się do niej i całuję jej usta.
- Harry.. - odsuwa się rozglądając. Jej policzki są całe różowe.
- Ciii - przygryzam jej wargę. - Mam coś specjalnego dla ciebie.
- co takiego?
- To później. - składam pocałunek na jej szyi.
Kiwa głową i opiera ją na moim ramieniu. Pracownice na nią patrzą. Zazdroszczą.
Później przychodzi czas na moje przemówienie i toast. Wszyscy biją brawo.
W końcu nudzi mnie to. Muskam co chwila szyję Chloe. To zdecydowanie zawstydza brunetkę. Odpycha mnie ganiąc wzrokiem.
- Skarbie..- mówię stanowczo.
- ludzie się patrzą.
- To Tiffany - dyskretnie wskazuję na wysoką blondynkę.
- ładna - mruczy z przekąsem.
- Ładna. Ale tu jest ładniejsza - moja ręka zsuwa się na jej pośladki.
- Harry do cholery.
- Chodź - prowadzę ją do windy.
- a goście?
- Bawią się - Obejmuję ją ręką i Naciskam odpowiedni przycisk.
Pięć minut później jesteśmy w moim gabinecie. Przyciągam ją i wpijam się w jej słodkie usta. Za chwilę przypieram ją do ściany.
Ta zdziwiona oddaje pocałunek kładąc dłonie na moim torsie.
- I jeszcze taka seksowna - mruczę odrywając się na moment.
- sukienka głupku.
- Sukienka to nam przeszkadza. I jeśli już to panie Styles - łapię biodra dziewczyny. Odwracam ją do siebie. Całuję kark Chloe. Oddycha coraz szybciej. Między nami tworzy się gorąca atmosfera. Składam kolejne pocałunki na jej ramionach i Zsuwam sukienkę.
- przecież nie..
- Nie co?
- nie zrobimy tego tutaj.
- Zrobimy.
Widać że jest zmieszana.
- Harry no weź..
- Kładź się na sofie.
- w gabinecie?
- Tak. Kładź się. - patrzę na nią z pożądaniem.
- Harry jak wrócimy..
- Kładź się. Chcę cię tu i teraz.
Jej policzki ponownie nabierają kolorów gdy spełnia to co mówię.
Zdejmuję marynarkę i krawat. Spodnie Rozpinam. Podpierając się na ręce, zwisam nad nią. Moja dłoń pociera jej znaczenie ud bardzo powoli.
- dalej uważam że to nie jest odpowiednie miejsce.. - słyszę.
- Chloe - zamykam oczy. Spokój. - Będę miał dobre wspomnienia - Naciskam jej kobiecość.
- o matko - jej klatka wyrywa się do góry.
Całuję zachłannie jej usta. Brakuje nam tchu. Wsuwam rękę do jej majtek. Moje palce zagłębiają się w jej ciepłym wnętrzu.
- Harry.. - zaciska nogi na mojej ręce.
- Musisz być mokra. Zrobimy to dzisiaj inaczej.
- co? - jej oczy zwiększają swoją wielkość.
- są różne pozycję.
- przecież przez ciebie zaraz skończę.. - dyszy.
- Spróbuj tylko - warczę i zabieram rękę. Gwałtownie ściągam jej dolną część bielizny. Prowadzę ją do biurka. - Oprzyj ręce i Pochyl się.
Brunetka chwile wacha się jednak wykonuje moje polecenie. Całuję ją po plecach. Dwa palce wsuwam do jej ust. A potem powoli wkładam je od tyłu do kobiecości.
Łokcie dziewczyny uginają się i ta w ostatniej chwili łapie równowagę. Jęki opuszczają jej rozchylone wargi.
Jest idealnie ciasna.
 - Kochanie, zaczęłaś brać tabletki?
- T-tak jak prosiłeś..
- Nie bój się maleńka.
Kiwa głową nerwowo podrygując nogami. Zsuwam bokserki i łapię jej biodra. Powoli wchodzę w dziewczynę od tyłu.
Ta wygina się jeszcze mocniej i nieznacznie rozszerza nogi. Przesuwam powoli rękę po jej zebrach, aż zamykam ją na jej piersi. Palcem wskazującym i kciukiem lekko Zaciskam wrażliwe miejsce.
- o Boże! - wyrywa jej się krzyk.
Uwielbiam w niej być. Uwielbiam ją rozpychać. Zaczynam się mocniej i szybciej poruszać. Jej ciało jest dużo bardziej czułe przez wcześniejsze pieszczoty. Nie pozwalam jej dość. Ma to zrobić ze mną. Jęczy coraz głośniej tracąc powoli stabilizację.
- Nie bądź samolubna Chloe - wchodzę mocniej.
- ugh.. - dyszy - nie mogę.. - poprawia ręce na biurku.
- Kochanie.
- już Harry..
Zwalniam tempo. Wykonuję koliste ruchy w niej. Czuje jak blisko jest brunetka.
- Jak bardzo mnie pragniesz poczuć?
- ogromnie... Jak niczego innego.
- A jak mnie kochasz? - wychodzę z niej powoli, a wbijam się mocno. - Lubię cię rżnąć. Tak, dla odmiany.
- ja też - mówi przeciągle - dla odmiany - powtarza
- Krzycz. Nikt nie usłyszy. - ściskam mocniej jej piersi.
- Harry! - jej nogi zaczynają drżeć - O Boże! Taaak!
Wybucham w niej, ciężko oddychając. Brunetka opada na biurko szybko łapiąc każdy oddech.
Daję jej odpocząć. Mój aniołek. Ubieram się i poprawiam w dużym lustrze. Potem wracam do Chloe. Odwracam ją i kładę na blacie.
- Harry.. nie dam rady.. - jej oddech nadal nie jest do końca unormowany.
- Ciii - wyciągam z kieszeni kulki Gejszy. To łańcuszek kuleczek, które wkłada się kobiecie aby ją stymulowały przy każdym jej ruchu. Wsuwam je w kobiecość Chloe.
- co to? - jej nogi automatycznie się złączają.
- Niespodzianka.
- nic nie czuje prócz twojego dotyku i czegoś, że po prostu tam jest.
- Później będziesz czuła.
- Później czyli Kiedy?
- Idziemy na kolacje. - podaję jej suknie, a majtki Chowam do kieszeni.
- Oddaj mi t.. - przerywa gdy do mnie podchodzi - Co to za ustrojstwo?
- Profesjonalnie? Kulki Gejszy.
- Jezu, przecież ja tak nie zejdę..
- Idziemy.
-nie ma mowy Harry. Nie bez bielizny i z tym w sobie.
- Bielizna ci nie potrzebna. Nie dyskutuj. - Obejmuję ją i wychodzimy.
Widzę po niej że teraz już nie może narzekać na brak odczuć. Uśmiecham się nonszalancko , wprowadzając ją na salę.
~ Chloe~
Zostaje posadzona na swoim poprzednim miejscu. Cały czas czuje jak te piekielne kulki poruszają się we mnie co doprowadza mnie do szaleństwa.
Zaciskam mocno uda. Jestem nieco obolała, a to mnie zaraz doprowadzi do orgazmu.
Zagryzam wargę mordując wzrokiem Harry go. Musze się tego pozbyć. Tak. Zdecydowanie je sobie wezmę i wdrążę w moją codzienność, ale teraz musze je wyjąć.
Mężczyzna obejmuje mnie jednak ręką. To znaczy opiera ją na krześle.
- Chyba skorzystam z łazienki.. - mowie do niego cicho. -.. makijaż i te sprawy.
- Jeśli je wyjmiesz to będę wiedzieć i wtedy pożałujesz - muska moją skroń.
- Ale.. - brakuje mi słów.
- Kochanie.
Wstaje, przepraszam innych i kieruje się drogą tortur do łazienek.
Czuję jak kulki się we mnie ocierają. O każde wrażliwe miejsce, w których był przed chwila Harry.
Wchodzę do kabiny i w niej staje. Nie dam rady, ale nie chce mi się użerać z Harrym. Chce iść w domu po prostu spać. Wychodzę zrezygnowana ale zatrzymuje się w pół kroku. Nie dam rady. Wracam i je wyciągam. Nie dowie się.
Ale przez to dochodzę, bo ocierają gdy sznureczek wysuwa się gwałtownie ze mnie.
Zagryzam wargę mordując się, by nie jęknąć. Udając wracam na salę.
Harry znów opiera rękę na krześle. Patrzy na mnie kątem oka, ale odzywa się dopiero po 15 minutach.
- Masz wypieki na twarzy. Wracamy do domu.
- Jest gorąco - nagle chce zostać dłużej.
Wstaje i podaje rękę gościom. Prowadzi mnie do wyjścia. Louis pod nas przyjeżdża.
Wsiadam do auta i odchylam głowę do tyłu.
- Własność poproszę - wyciąga rękę.
- przecież wiesz gdzie jest - upewniam się że tego nie sprawdzi.
- W twojej torebce kochanie, nie graj ze mną bo nie dam ci spać do rana.
- Wyrzuciłam - poddaje się.
- Nie ładnie. - kręci głową. - Louis, przyspiesz. Mamy tylko pół nocy - opiera rękę o drzwi.
- Harry daj spokój.. - Proszę.
- A słuchałaś mnie? chciałem dla ciebie dobrze.
- Ale mi było za dobrze. Między ludźmi - mówi z wyrzutem.
mówię
- To co?
- Gówno.
- Grzeczniej Chloe - dojeżdżamy do domu.
- dzięki Lou – mruczę, gdy wychodzimy z auta. Harry otwiera drzwi i wpuszcza mnie. Od razu idę na górę do sypialni. Chce spać i koniec.
O dziwo kładziemy się do łóżka tak po prostu. Przyciąga mnie i zasypia my.
Dopiero następnego dnia przeżywam orgazm za orgazmem. Harry stoi za moimi plecami pod prysznicem.
Uspokajam oddech podpierając się by nie upaść.
- Dalej chcesz szybko dochodzić? - bierze moją dłoń. Całuje ją. - Odwroc się Chloe.
Robię to powoli i skanuje wzrokiem jego twarz.
- Uklęknij,
Odgarniam sobie włosy z twarzy i upadam na kolana.
- Zrobisz to? - pyta głaszcząc mój policzek.
Podnoszę się na kolanach i zaczynam całować linie V mężczyzny. Schodzę coraz niżej. Brzuch boli mnie z nerwów ale staram się to zignorować. On daje mi tyle przyjemności i przecież go kocham. Chce mu to dać.
Robię to trochę niezdarnie. Powoli biorę do ust męskość Harryego. Mój język oplata główkę członka.
 – Spokojnie - mówi Harry Wplatając palce w moje włosy.
Ręce kładę na jego biodra zaczynając poruszać głową. Słyszę jak mruczy, a potem pojękuje. Czyli robię to dobrze.
Zaczynam działać pewniej i szybciej.
Ciągnie bardziej za moje włosy.
- Mała...- wypuszcza powietrze z ust.
W myślach jestem z siebie dumna. Wbijam paznokcie w jego udo.
- Kotku - jęczy głośniej. Czuję pierwsze krople jego spełnienia, a potem wybucha oddychając nierównomiernie.
Z początkową trudnością wszystko udaje mi się połknąć. Oblizuje wargi wstając powoli.
Uśmiecha się i całuje moje usta.
 - Dziękuję.
-nie było najgorzej czy jakoś tak..?
-  Dobrze cię Pieprzyc w usta.
Zagryzam wargę słysząc to. Jego komentarze i uwagi czasem na prawdę mi się podobają.
Muska moje usta. Bierze płyn i myje moje ciało, a potem włosy. Śmieje się myjąc w tym czasie jego.
Wynosi mnie z łazienki, ubraną w koszulę nocną. Sam ma spodnie dresowe. Kładziemy się do łóżka. Wtula się w moje ciało.
- Kocham cie.. - szepcze bawiąc się jego włosami.
- Również cię kocham.
Uśmiecham się słysząc to. Nie oczekiwałam odpowiedzi.
Słyszę tez jak jego oddech się uspokaja i zaczyna zasypiać. Więc idę w jego ślady. Mój sen przerywa krzyk. Harry zaciska palce na kołdrze, a jego twarz wyraża ból.
- Harry.. - staram się go obudzić.
Nawet zęby ma zaciśnięte. Widzę po linii jego szczęki. Znów koszmar.
- Harry.. - poruszam jego ramieniem mocniej.
Łapie mój nadgarstek mocno trzymając, aż otwiera oczy zdyszany. W jednej chwili mnie puszcza i zakrywa twarz dłońmi.
- przykro mi.
- Nie ważne.
Przytulam się do niego mocno. Całuje mnie w skroń i trzyma w  ramionach. Na swojej skórze czuję łzy, ale nie swoje.
To smutne i bolesne widzieć go w takim stanie. Te koszmary to pewnie przeszłość.
Biorę jego twarz w dłonie. Przykładam usta do jego i spokojnie oddycham.
Patrzy mi w oczy. Są załzawione.
- Jestem przy tobie..
- Nie pozwól mi być jak on...
- Cicho.. - delikatnie go całuję.
Ledwo wyczuwalnie oddaje pocałunek.
- Spij - szepcze.
- Będziesz obok? - jest przerażony.
- Obiecuje.
Zamyka oczy. Przytula mnie i zasypia.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 16

Zapalam kolejny znicz i odkładam kwiaty na grób. Jest zawsze tu ślicznie i kolorowo. Chloe stoi obok. Tak, zabrałem ją tu.
Trzyma się mojego ramienia.
Patrzę w zdjęcie mamy. Miałem sześć lat, ale wszystko pamiętam.
Była śliczna. Nienawidzę mojego ojca. Nienawidzę go z całego serca.
Czy on żyje? Żyje. Nie chciałem na niego patrzeć. Nie zabiłem go.
- Była piękna.
- Tak.
- Ma twoje oczy. - mówi cicho Chloe.
- Brakuje mi jej…
- Na pewno.
Przytulam ją do siebie.
 - Nie zostawiaj mnie.
- Obiecuje.
Całuję jej czoło i wychodzimy powoli ze cmentarza. Pocieram ramiona dziewczyny. Jest zimno.
Jedziemy do restauracji na obiad a później do domu. Siedzę przy pianinie. Jedną ręką gram, a w drugiej trzymam kieliszek wina.
Palcem same tańczą po klawiszach. Patrzę na dłoń. Jakoś jest smutno.
Chloe siedzi na górze. Chyba czyta.
Ciekawe czy chce iść na studia. Nie rozmawialiśmy nigdy o tym. Zapytam. Ale później.
Zmieniam wygrywaną melodię.
Siedzę tak dłuższy czas. W końcu zabieram wino i idę do małej.
Leży na brzuchu w środku łóżka i rzeczywiście czyta.
- Kotku.
- Hm..?
- Chcesz iść na studia? - siadam obok.
- Yyy..  bo ten.. Ja no... złożyłam już papiery tak jakby.
-  A gdzie?
- Rysunek..
- Cieszę się, ale gdzie dokładnie.
- Central Saint Martin’s College of Art and Design
- Bardzo się cieszę.
- Na prawdę?
- Naprawdę - całuję ją w nos. - Nie studiowałem..
- Ale tyle osiągnąłeś.
- Tak wyszło..Nawet nie wiem kiedy. Ty też osiągniesz. Obiecuje. Zaczynasz od września?
- Października, takie są plany.
- To dobrze. Zdążymy pojechać na wakacje. - bawię się jej włosami.
- Wakacje? - zamyka książkę.
- Jeszcze nie teraz. Ale gdzieś pojedziemy.
- Okay..
- Chcesz wina? - sam biorę łyk.
- Myhym..
- To otwórz usta.
Przesuwa się bliżej mnie i robi co mówię.
Uśmiecham się i piję, aby Później się z nią podzielić.
Widać po niej że zdecydowanie przypadło jej to do gustu.
- Bardzo słodko smakujesz - koniuszkiem języka dotykam jej wargi.
- To wino jest niesamowite..
- Może następnym razem spróbujemy szampana. - biorę kolejny łyk.
- Wszystkiego po kolei - przykłada usta do moich.
Przymykam oczy wlewając do jej gardła alkohol.
 - Wszystkiego po kolei - składam delikatny pocałunek na jej szyi.
- Teraz ja.- bierze butelkę i przychyla ja do ust.
Opieram się na ręce patrząc na nią z lekkim uśmiechem. Porusza znacząco brwiami  i przykłada nasze wargi do siebie.
Wino jest ciepłe, a z jej ust doskonale.
Brunetka nie odsuwa się tylko zaczyna mnie całować.
Oddaję pocałunki bardzo czule, kładąc rękę na jej biodrze. często chodzi w sukienkach. Nawet teraz.
- Harry? - opiera czoło o moje.
- Tak? - patrzę w jej niebieskie podchodzące nieco pod zieleń oczy.
- Kocham cię.
Nie odsuwam się, lecz nieruchomieję. tego nikt mi nie mówił...Bardzo dawno.
- Ze wszystkimi wadami?
- Są twoje więc wszystkie razem i każdą z osobna. - mówi lekko speszona.
Całuję jej nosek.
- Nie chcę być już nigdy tym drugim Harrym.
Uśmiecha sie do mnie i mocno przytula. Opadam na plecy i Obejmuję dziewczynę ramieniem. Moje usta zatapiają się w jej włosach.
Jej spokojny oddech uspokaja mnie jak nic innego
Jej obecność przy mnie mnie koi. Sam siebie nie poznaję.
Czuje że chwile później dziewczyna już śpi. Podnoszę się i ściągam jej sukienkę. Coś nucę dzięki czemu się nie rozbudza.
Wtula się w poduszkę. Idę pod prysznic i zdejmuję garnitur. Później Leżę obok niej na łóżku. Powiedziała to.. Dziewczyna instynktownie przysuwa się do mojego boku. Patrzę na mojego aniołka. Sam zasypiam pokonany przez sen.
~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~
Wiem, że krótki ale ostatnie dwa byly naprawdę długie. Widzicie? Umiecie spowodować że się uśmiechniemy. OBY TAK DALEJ.
A TU DLA WAS NIESPODZIANKA, JAK BĘDZIE LINK TO PODAM.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 15

Wyjmuję broń i wydaję kolejne strzały. Chłopaki asekurują mnie, ale wiem że też muszą walczyć. Uwielbiam nocne starcia o życie...
Nie cierpię tego gangu i się zemszczę. Sprawia mi wielką przyjemność, gdy mogę ich wszystkich powybijać.
Zadowolony wracam samochodem do domu. Zatrzymuję się na światłach, a moje palce stukają o kierownicę. Deszcz mocno zacina. Przed moimi oczami staje obraz z dzieciństwa.

- Tato zwolnij! Boję się. Proszę, tato! – krzyczę, gdy auto gwałtownie skręca na śliskiej drodze.
Nie robi tego. Jeszcze przyśpiesza i śmieje się. Przytulam się do poduszki z tyłu auta. Chcę do domu. Mamo przytul mnie.
Wbiegam do małego, starego budynku zapłakany. Mama stoi w progu w szarej sukience, blada i przerażona. Kuca, biorąc mnie w ramiona. Jej dłoń opiekuńczo głaszcze moje włosy. Wtulam się w jej klatkę, trzęsąc ze strachu. Słyszę śmiech taty za sobą.
- On się boi! Po co z nim jechałeś tak szybko?! – ona wiedziała. Wiedziała, że tata lubił gdy się bałem. – Sam możesz tak jeździć, ale nie z Harry’m.
- Nie interesuję mnie co o tym myślisz. Mam ochotę to z nim jeżdżę stara szmato. – takie wyzwiska z jego strony były normą. Ciągle je słyszałem.
- Nie mów tak do mnie! – mama wstaje i mnie puszcza.
- Będę kurwa mówił jak będę chciał – odpycha mnie od niej i przypiera do ściany. Bardzo mocno. Mama się dusi, a ja stoję przerażony. Krzyczę, gdy rzuca nią o komodę. Ale nie mogę nic zrobić. Kopie mnie nogą tak, że uderzam o ścianę. Płaczę, patrząc na rodziców. Głowa mamy uderza o  kant mebla…
- Nie!  - krzyczę głośno. – Mamo! Mamo!
Nie reaguje. Jej ciało osuwa się po komodzie. Mamo…
Mrugam oczami wracają do rzeczywistości.
Wracam do domu. Parkuję w garażu.
Zmykam auto i wchodzę do domu. Stół jest nakryty i palą się na nim świeczki.
Zdziwiony zdejmuję marynarkę. Do salonu wchodzi Chloe niosąca świetnie wyglądającego kurczaka.
 - Cześć.
- Cześć. Masz urodziny? O czymś zapomniałem? - odwieszam materiał na krześle.
- Nie. O niczym nie zapomniałeś. Pomyślałam że będzie Ci miło jak wrócisz z pracy..
Podchodzę do niej z uśmiechem. Przyciągam brunetkę do swojego torsu, jednym ruchem ręki. No i jeszcze taka ładna pudrowa sukienka na niej, dodaje ogromnego uroku.
- Jest mi bardzo miło, że po udręce z chłopakami, mogę spędzić tak z tobą wieczór.
Zostaje obdarowany jej uśmiechem i zupełnie niewinnym całusem w policzek. Wszystko jest gotowe i razem siadamy do stołu. Przyznawałem kiedyś, że umie gotować. Teraz tym bardziej zdania nie zmienię. Wstaję i podchodzę do fotela, biorąc krawat który tam leży.
Powoli zawiązuję oczy dziewczynie. Unoszę kieliszek wina, pijąc łyk alkoholu ale go nie połykam. Ciągnę lekko za włosy Loe, a jej głowa odchyla się do tyłu. Rozwieram jej wargi i dzielę się trunkiem.
Brunetka połyka alkohol i zagryza wargę uśmiechając się. Całuję ją w usta. Tym razem moje palce są w winie. Przejeżdżam nimi po jej wardze i wsuwam powoli.
Owija wokół nich wargi mrucząc cicho.
Uśmiecham się lekko. Ładny widok. Teraz ona jest pod kontrolą. Sięgam po widelec i powoli ją karmię.
Śmieje się grzecznie jedząc.
Kończymy tak naszą kolację. Dalej ma zawiązane oczy. Podnoszę ją i niosę na górę. Trzyma się kurczowo mojej szyi. Wchodzimy do ostatniego pokoju. Kładę ją na łóżku i całuję delikatnie w usta. Z pomrukiem odrywam się i przejeżdżam palcem po jej wardze. Otwiera usta chcąc coś powiedzieć ale rezygnuje i jedynie marszczy brwi. Nic nie mówię. Podnoszę się i zdejmuję białą koszulkę. Rzucam ją w kąt pokoju. Chwytam za kostki Chloe i rozsuwam jej nogi.
Dziewczyna piszczy zaskoczona i zgina je w kolanach.
Jest boso. Zapinam jej nogi, ale tylko nogi. Aby ich nie zaciskała. Znów krótko całuję ją w usta i pomagam jej usiąść. Moje palce na trafiają na zamek od sukienki. Rozpinam go, a materiał ściągam brunetce przez głowę.
- Czemu to zrobiłeś? - pyta poruszając stopą jak tylko to jest możliwe.
- Bo będziesz się wiercić, a nie chcę cię ciągle upominać.
- Ugh.. ale to mało komfortowe.
- Zaraz o tym zapomnisz kochanie - przesuwam rękoma po jej udach i masuję. Ma bardzo ładny komplet bielizny.
Jej ciało reaguje na każdy mój dotyk.
Wygina się i mruczy. To seksowne. Pozbywam ją majtek i stanika. Wpijam się w jej szyję. Jej palce od razu odnajdują moje włosy ciągnąc za nie lekko. Schodzę niżej. Lekko przygryzam jej pierś, a chwilę później mój język krąży wokół ciemniejszego szczytu na niej. To samo robię z drugą piersią.
-Harry.. - Słyszę poprzez szybki oddech.
Mój język przesuwa się po jej mostku, coraz niżej.
Zostawiam po sobie gęsią skórkę na jej ciele.
Dochodzę do jej kobiecości. Składam delikatny pocałunek i sięgam po mały pejcz. Przesuwam skórzanymi paskami po jej wrażliwym miejscu, a potem lekko uderzam.
- aaa! - zamki blokują gwałtowny ruch jej nóg.
Wiem, że ją to nie boli. To dla niej przyjemne, tylko nowe.
- Harry.. - jej oddech przyspiesza jeśli to w ogóle możliwe.
- Tak kochanie? - znów to robię.
Stara się usiąść. Jej myśli muszą być chaotyczne jak i wiązanki które po cichu wypowiada. Przechylam ją do tyłu i wstaję. Z szafki wyjmuję wibrator. Nie używany, więc trzeba wypróbować. Unoszę jej pupę, aby było łatwiej.
-C-co ro-o-bisz? - dyszy.
- Sprawiam ci przyjemność – prócz mojego mechanicznego zastępcy, stymuluję ją palcami.
Jęczy zagłuszając wszystko inne. Próbuje złączyć nogi ale jest to niemożliwe. Prawie dochodzi, widzę to i wtedy przestaję. Cofam ją z nad krawędzi orgazmu. Nie będzie tak łatwo.
- Proszę.. - skomli.
- O co mnie prosisz?
- przestałeś.
- A nie wolisz mnie?
- Tak. Tak wolę. Już Harry.. - wije się.
Uśmiecham się zadowolony i rozpinam spodnie. Potem zsuwam bokserki. Sięgam po kolejną prezerwatywę. One są w całym domu. Zabezpieczam się i zagłębiam w ciasnej dziewczynie. Moje ruchy są szybkie oraz zdecydowanie. Pieprzę ją pół nocy.
Rano budzę się sam w łóżku. Powoli wstaję i ubieram się w sypialni. Gotowy schodzę na dół.
Biorę zaparzoną kawę i nalewa do kubka.
- Chloe?!
Nie słyszę odpowiedzi. Unoszę zdziwiony brwi. No dobra. Jem śniadanie, a potem jadę do firmy.
Cały dzień zajmuje się papierową robotą.
Przynajmniej jak brunetka przychodzi do firmy, to mam lepszy humor.
Bierze butelkę wody z mojej lodówki i opróżnia połowę za jednym zamachem.
- A ty co? Biegałaś?
- Jest po prostu gorąco. W spódnicy raczej nie biegam.
- spieszyłam się . W spódnicy raczej nie biegam.
- A po co się spieszyłaś?
- Miałam kilka spraw do załatwienia - opiera się o biurko.
Skradam jej całusa i uśmiecham się. Mam nerwowy dzień.
- Byłam u ojca.. Dlaczego Liam dalej tam pracuje?
- Liam tam pracuje? Nie wiem. Po co bylas?
- Nie ważne. Myślałam że Ty mu kazałeś.
- Nie. On chyba pilnuje czy twój  ojciec nie  sprzedaje kolejnej.
- Aha...
- Kobiety. No nie ważne.
-Tak, nie ważne.. - bawi się butelką.
- Chodź tu - biorę ją na kolana. -Nie zabiłem go, bo to twój ojciec.
- Rozumiem.
- Przepraszam - odbieram telefon. Ciśnienie mi skacze od razu. Przegrali kolejny przetarg. No zajebiście !
Praktycznie rzucam słuchawką. Ci debile nie umieją nic.
Styles to, Styles tam to. Za co ja płacę?! Przyjdą, to Kurwa takie kazanie dam ze od piątej będą pracować aż zrobią.
- Co się stało?
- Zjebali ważną sprawę drugi dzień pod rząd.
- Spokojnie - gładzi Palcami mój policzek.
Zamykam oczy, a pięść Zaciskam. Spokój Harry. Nie możesz się na nią wkurzać. Nie jej wina.
- dasz sobie radę. Kto jak nie ty?
- Jak dobrze, że ja ciebie mam - wtulam twarz w jej pachnące włosy.
- Tak, ja też się cieszę - przytula się do mnie.
Dużo się zmieniło. Od tam tego czasu kiedy ją porwałem … Teraz jest naprawdę dobrze.
- Jest dobrze. - całuje mój usta i wstaje. - musze iść.
- Gdzie?
- Mam jeszcze parę spraw w mieście. Bank, poczta..
- Więc cię zawiozę, bo jak zostanę to kogoś rozszarpię. Po co ty idziesz do banku?
-poradzę sobie. Masz ważniejsze sprawy. - bierze torbę i zakłada na ramię.
- Po co do banku?
- Jezu Harry nic takiego. - bierze butelkę, całuje mnie i wychodzi.
Po co ona idzie do banku? Ma konto, ma pieniądze ode mnie.
Patrze przez dłuższą chwilę przez okno na nią, aż znika z mojego pola widzenia.
Wracają moi pracownicy. Zbieramy się w konferencyjnej, a ja nie szczędzę słów.
Wszyscy wychodzą ze spuszczonymi głowami i bardzo dobrze. A potem dzwonię do Liama. Niech przyjedzie i wyjaśni co tam jeszcze robi.
Zjawia się u mnie pół godziny później.
- Po co dalej tam chodzisz?
- Nie kazałeś mi przestać,  miałem mieć go na oku.
- A no tak...Dobra.
- idzie się z wami pogubić. Przecież dobrze pamiętam jak Chloe u mnie była.
- Słucham?
- Co.
- Była u ojca, a nie u ciebie.
- No była dzisiaj u ojca. Do mnie ją jeszcze kiedyś wysłałeś. Powiedziała że masz dużo roboty więc mam się do niej zwracać.
- Pogubiłem się.
- powiedziała że mam go dalej pilnować ale kazałeś kierować mi się do niej.
- Aha...
-To ten.. Ja znikam. - ulatnia się.
Skołowany wracam do domu. W kuchni krząta się Chloe, a jej włosy są.. Trochę za ramiona.
- Jak mogłaś?
- Co? - odwraca się w moją stronę.
- Włosy...
- A tak... byłam u fryzjera.
- One były najpiękniejsze...ugh - siadam na krześle.
- Nie przesadzaj. To tylko włosy. Chciałam to ścięłam.
- Niestety.
- To tylko włosy - powtarza.
- Jak odrosną to nie ścinasz.
- Nie odrosną. Nie chciałam od razu ścinać więcej ale za jakiś czas to pewnie zrobię.
- Nie! - krzyczę. - Mowy nie ma. Nie pozwalam. Tak ci było najlepiej. Masz śliczne włosy, a nie pięć na krzyż - uśmiecham się i całuję ją w policzek.
- Chyba trochę przesadzasz.. - kładzie ręce na biodrach.
- Niee.
- Tak. Zresztą nie będę się ciebie pytać - prycha.
- nie przesadzam, ale nie ścinaj ich już. Przecież nie mówię ci, żebyś okropnie wyglądała, ale twoje długie włosy to taki ...Oryginał ciebie.
- Oryginał?
- Tak.
- Proszę cię..
- Akurat mówię poważnie.
- mi się podoba.
- Ale nie krócej.
- Harry no..
- Nie.
- Harry.. - tupie nogą.
- Nie.
- pieprz się - burczy zła i siada do stołu.

Bardziej mnie to bawi niż denerwuje. Ja jej tylko powiedziałem jak dobrze wygląda. Jak będzie mieć krótsze to będzie wyglądała poważnie. Jemy w ciszy zupę którą zostawiła Emily. Potem idziemy do salonu. Ogarniam nieco wiadomości na komputerze.
`~*~*~~~
Brawo, brawo, brawo. Naprawdę! Więc i ja wywiązuję się z obietnicy.
Ale naprawdę jest was tu dużo, komentujcie :)
POZA TYM CHCIELIŚCIE OPOWIADANIE FIFTY SHADES OF WHITE, A TAM MARNO Z KOMENTARZAMI. TO SAMO Z GODFATHER http://godfather-fanfiction.blogspot.com/