środa, 30 lipca 2014

Rozdział 9

Budzę się bardzo wcześnie i jestem kompletnie nie wyspana. Schodzę po cichu na dół i robię śniadanie.
Chyba Harry  już wrócił. tak, na pewno. Jego koszulka leży na fotelu. Pewnie był zmęczony, albo pijany. Obracam się do blatu i wyjmuję z szafki talerze. Sięgam po nie na palcach i kładę na stół. Naprawdę ma duży dom. A tak pusto. To dziwne.
Ale na pewno lubi to uczucie bogactwa i luksusu. Czuję jak kładzie ręce na moje biodra. Staram się to zignorować i kończę krojenie pomidora.
- A może tak dzień dobry?
- Nie jest taki dobry.
- Dlaczego? - całuje moją szyję.
- Mówiłam, nie wysypiam się i.. Jezu poważnie pytasz czego?
- Jedziesz dzisiaj ze mną do firmy. Pomożesz mi - odsuwa się i bierze talerz.
- W czym ja ci mam pomagać i niby dlaczego miałabym to robić?
- Bo nie chcesz się ze mną kłócić.
- Teraz oprócz fuchy zabawki jestem jeszcze darmową siłą roboczą.
- Oj to nie będzie aż tak trudne zajęcie.
- Czyli?
- Zobaczysz.
- Powiedz.
- Wybierzesz okładkę.
- Nie znam się na tym - oblizuję palce.
- To poznasz.
- Ja pierdole.. - przewracam oczami i wracam do robienia kanapek.
- Nie klnij.
- Jestem do cholery dorosła. Mogę klnąc w chuj i trochę jeśli chce to kurwa robić
- Jesteś w moim domu. Trochę kultury.
- Ty mówisz o kulturze. Poważnie? Porwałes mnie i przetrzymujesz siłą.
- To są szczegóły.
-szczegóły - prycham
- Proszę Cię. Nie denerwuj.
- Chce do taty.
- Nie jesteś dzieckiem..
- Tak. Rozpuszczoną dziewczynką.
- Przestań. Jemy i jedziemy
Po śniadaniu rzeczywiście zabiera mnie do firmy Siedzimy przy jego dużym biurku.
Pokazuje mi niektóre rzeczy i tłumaczy. Siedzimy i wybieramy zdjęcia na okładkę.
- Wszystkie są prawie identyczne.
- Ale któreś jest najlepsze - mówi i wstaje z krzesła chodząc po gabinecie.
- Szczerze żadne mi się nie podoba, ale Mówiłam, nie znam się. - wpycham do ust kolejną landrynkę.
Pochyla się nad biurkiem i całuje mnie w czoło. - Zaraz wracam. Wybierz. - wychodzi z pomieszczenia.
- A co tam YOLO w końcu..-mruczę zagryzając wargę przez uśmiech. Najwyżej przebije mnie tam na wylot. Rozkoszna śmierć i tyle, ale nie zamierzam słuchać jak pies.
Wraca z blondynką. Sekretarka.
- Więc wezwij Paula. Młoda wystąpi w pokazie.
-Co? - i nagle humor znika.
Dziewczyna przygląda mi się i Kiwa głową, a potem wychodzi. Harry zbiera zdjęcia.
- Zaraz wracamy do domu. Najpierw obiad. Wieczorem seks. Jutro pokaz.
-obiad pasuje. Seks i pokaz nie - kręcę głową.
- To nie jest koncert życzeń.
- Harry nie. Dobra niech będzie ten jakiś pieprzony pokaz..
- Seksu się tak boisz? A tak ładnie dochodzisz.
- Przestań.
- Twoje oczy są zamglone i chcesz więcej.
- Wcale nie. Nic od ciebie nie chce - szybko sprawił że moje plany odeszły.
- Chcesz. Tylko się bronisz. Idziemy kochanie - bierze mnie za rękę i opuszczamy pokój.
Jego autem wracamy do jego domu gdzie rzeczywiście czeka już obiad.
Nie odpuszcza mi. Musze zjeść wszystko. Na prawdę jem normalnie ale on ciągle uważa inaczej. No tak ..Bo to Harry.
- Nie zmieszczę więcej.
- Dobrze - Emily sprząta po posiłku.
Siadamy w salonie.
Rozkładam się w fotelu i patrzę na mężczyznę przez bezpieczną odległość.
- Chcesz wina?
- Chce.
- A jakiego.
- Białego - Lubie alkohol i mam bardzo mocną głowę. Rano boli ale nie da się mnie spić.
- Proszę - podaje mi kieliszek.
Biorę go bez słowa i przykładam do ust.
- Na pokaz jutro pójdziesz. - siada naprzeciwko z nogami na stoliku. - I do łóżka dzisiaj tez.
- Zdecydowanie pójdę. Jak co wieczór.
- Yhym. Ale do mojego i ze mną. Już rozdziewiczona,
- Nie. - mówię sama nie wiem kiedy.
- Owszem.
-Nie zgadzam się.
Prycha.
- Okay. Mogę czekać i przekonywać cię do siebie.
- życzę powodzenia. Mam nadzieje że masz jakąś na boku, no albo sprawna ręką.
- Mi gwałt nie przeszkadza.
-Nie zrobisz tego - Jestem pewna tych słów.
- Czemu nie? Skoro umiem zabić to zgwałcic również.
- I wtedy zostawisz w spokoju?
- Nie. To dopiero początek całego naszego życia razem.
-A jeśli okaże się beznadziejna.
- Na początku? Nie możesz być świetna nauczę cię. - przygryza warge.
-Nie patrz na mnie. Boże wiesz jak bardzo ryjesz mi psychikę?! Niczego nie będziesz mnie uczył.
- Będę - mówi spokojnie. - Przypominasz mi Clare. Też była taka uparta. Ale później dobra w łóżku. Tu też będziesz. Obiecuję.
- Nie porównuj mnie do swoich dziwek.
- Nigdy nie były dziwkami. Dziwka to zawód.
- A co ty chcesz ze mnie zrobić do cholery?
- Ty jesteś moja i po prostu to w końcu Kurwa pojmij - podnosi głos.
- Twoje niedoczekanie - rzucam w niego kieliszkiem i szybko zamykam się w łazience.
10 minut później jestem wyciąga za włosy z pomieszczenia. Zawiasy poszły w cholerę. Rzuca mną na ścianę.
- Nie zatłukę cię na śmierć, bo chcę cię mieć. Ale będzie bolało. - prowadzi mnie do pokoju na końcu.
- O Boże.. - zapieram się jak tylko mogę. Tak strasznie nie chce się tam znaleźć. Chce uciec.
Bierze mnie na ręce i niesie na łóżko - Mogło być romantycznie i milo. Nie to nie - rozpina moją koszulę. Ściąga ją ze mnie.
- Harry nie.. - uciekam od niego jak tylko mogę.
- Twoje niedoczekanie - zamyka drzwi na klucz.
Jego oczy są czarne a włosy mokre od wylanego wina.
Jest wściekły. Jak lew w klatce z ofiarą.
- Przepraszam, na prawdę. Bardzo przepraszam - brzmię strasznie rozpaczliwe.
- Tak, tak. I strasznie tego żałujesz. Przestałem ci ufać. Myślałem, że po wczorajszej rozmowie będzie Okay. - łapie moje nogi i przesuwa na łóżku do siebie.
- Będzie, obiecuję. - próbuje wrócić na poprzednie miejsce.
Trzyma moją twarz w dłoniach. Dyszę jak po biegu. Odgarnia moje włosy.
Moje oczy chaotycznie Błądzą po jego twarzy.
Przechyla głowę. Jak on może się tak zmieniać.
Czuje jakby zaraz emocje miały wyrwać moje serce z piersi. Nie zrobi tego. Błagam. Nie może.
- Pocałuj mnie. - słyszę.
Chce zapytać po co, dlaczego ale nie potrafię.
Pochyla się i dotyka moich ust. Jego ręce lokują się na moich biodrach. Prawie wbija w nie w palce.
- Zrobię to. W końcu to zrobię. Nie wiem czy to litość czy co innego  - odsuwa się zaciskając pieści.
- Nie chcesz mnie skrzywdzić - powtarzam jego słowa.
- Ale ty to robisz. Cały czas. Prosiłem Kurwa prosiłem - zrzuca wszystko z komody. Szkło roztrzaskuje się na podłodze. - Nie denerwuj mnie. Kurwa prosiłem!
- Poniosło mnie - przyznaje
- Nie umiesz zapanować nad sobą?! Ja mam z tym problemy, ale ty ?
- To przez strach..
- strach? A teraz się nie boisz? - warczy.
- Jak cholera..
- I którą stronę mnie wolisz? - łapie mnie za szyję.
- Kiedy są zielone..
- To po co dążysz do czarnych ?!
- Przecież nie robię tego specjalnie.
- Pewnie - puszcza mnie.
Wstaje i podchodzę szybko do drzwi
- wypuść mnie. Otwórz.
Ciągnie mnie za kark do tyłu.
- Ty nie wykonałaś mojej prośby.
- otwórz! - krzyczę jak tylko potrafię.
- Zamknij się!
Stoję na przeciwko niego i nie mam pojęcia co zrobić.
Oddycha bardzo szybko. Ciągle jest zły.
- Po co ja się z tobą bawię? Rozbieraj się.
Nie chce go bardziej denerwować ale tego nie zrobię.
- Rozbieraj się albo sam to zrobię.
- Harry..
- Nie Harry! Harry był kurwa cierpliwy i miły, to miałaś w dupie.
- Cały czas mówisz że to wszystko to moja wina..
- Nie! Ja dobrze wiem, że też jestem winny. Rozumiem, jaki jestem ale do cholery chcę panować nad sobą. Ile razy cię prosiłem - upada na kolana. Wygląda tragicznie. Spuszcza głowę.
- Przepraszam.. - Ten widok jest równie straszny.
Ma napięte wszystkie mięśnie. Twarz chowa w dłoniach.
- Ja przepraszam..
- Jest.. okay. - nie wiem czemu to mówię.
- Nie jest, nic nie jest.
Patrzę na niego w ciszy. W końcu wstaje, a ja robię krok do tyłu. Oczy są jaśniejsze, ale ciemne.
- Idź – otwiera drzwi.
Powoli wychodzę i z korytarza wbiegam do pokoju. Zaczynam niekontrolowanie płakać. Emocje puszczają. Duszę się płaczem, aż ucina mi oddech.
Czuję się źle. To wszystko..Chcę, żeby było dobrze.
Usilnie wycieram łzy ale cały czas napływają nowe. Opadam na poduszki. Oddycham bardzo szybko. To trudne. Ten człowiek jest zdecydowanie popieprzony ale to jak wyglądał przed chwilą.. Był rozdarty. Jakby wszystko co złe z niego wychodziło.
Łapie głębszy oddech i próbuje się uspokoić. Może mnie puści? Ale przecież zapytanie go o to teraz byłoby samobójstwem. Przekręcam się na prawą stronę i zamykam oczy. Muszę zasnąć. Muszę na chwilę przestać myśleć.
Właśnie. Wstaje gwałtownie. Najciszej jak tylko mogę schodzę na dół i kieruje się do
Chcę się napić. Jęczę niezadowolona widząc rozbite butelki i szkło wszędzie,.
Domyślam się że Harry’emu nie przeszło. Ostrożnie szukam czegoś co zdołało się ocalić. W końcu rezygnuję. Z lodówki wyciągam dwie butelki piwa i idę na górę. Nie ważne, że są one Louisa. Nie zbiednieje.

~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~
MAM DWA PYTANIA I PROSZĘ ODPOWIEDZCIE.
1. Ktoś mi nasunął pomysł. Ha nie mowię tu o zlocie, bo ja nie mam tylu czytelników ale może chcielibyście się spotkać. To byłoby miłe spotkać was wszystkich, którzy motywują nas do pisania. Jestem z Warszawy ( okolic). Jeśli podoba wam się tak pomysł napiszcie.
2. Mamy plan na opowiadanie dokładnie inspirujące się FSOG. Tak jakby zdarzenia podobne, lecz inne. Nie, to nie byłoby kopiowanie i zmienianie imion. Jedynym szczególem jest to że bohaterem byłby Jamie Dornan, ale członkowie One Direction pełnili by ważną rolę w opowiadaniu. Zwłaszcza Niall i Louis. Po prostu uznałyśmy, że Jamie najbardziej pasuje na Matthewa White'a odpowiednika Christiana Greya:)
Czy czytalibyście?
"- Myślałam, że nie zapytasz – zaczyna. – Zadzwonili z Mediolanu. Tak! Rozumiesz to? Dowiedzieli się, że wykonuję projekt dla White’a i muszę tam pojechać. To moja szansa. – ciągnie podekscytowana. Ona zawsze tak energicznie gestykuluje.  – Ale wiesz…Muszę spotkać się z Matthew White’em. To ważne. Mam projekty. Pomyślałam, że mogłabyś…- patrzy na mnie.
Kiwam głową analizując to co powiedziała. Po chwili otwieram szerzej usta. 
- O nie. Nie ma mowy. Nie wkręcisz mnie w nic – ostrzegam od razu."


wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 8

Ściąga marynarkę i rozwiązuje swój krawat. Leżę na łóżku w samej bieliźnie, z rękoma przykutymi do ramy. Odchylam głowę do tyłu i łapie głęboki oddech. Chcę się obudzić. Tyle, że dobrze wiem iż to nie sen. To rzeczywistość. Zrobi co będzie chciał. Tak jak mówił. Jeszcze kilka godzin temu tak bardzo chciałam zobaczyć ten pokój a teraz chce się stąd wydostać. Jeśli on rzeczywiście ma takie upodobania, a jeszcze wszystkie te rzeczy które wypaplałam na bankiecie. Sama siebie skazałam na ten wieczór. Mogłabym iść teraz spać w tam tym pokoju, a leżę tu.
Harry rozpina koszulę. Wszystko robi strasznie powoli, co jest jeszcze większą katorgą bo wolałaby, aby to się skończyło.
Przecież ja nie mam pojęcia co on zamierza. Czuje strach w całym ciele i jeszcze te kajdanki..
- Lepiej będzie jak się rozluźnisz. Wtedy mniej boli.
- Mniej? - wyduszam z siebie próbując się jakoś obrócić. Przez ręce czuje się strasznie bezbronna.
- Tak. Odpręż się. - podchodzi do łóżka.
Gładzi rękoma moje uda.
Zginam kolana chcąc uciec od jego dotyku.
- Doigrałaś się. Chciałem poczekać, aż będziesz gotowa - pochyla się i całuje mój brzuch.
Moja klatka piersiowa porusza się z niebywałą szybkością a ja chaotycznie myślę jak mogę go powstrzymać. Co mam zrobić? Nie mam siły, aby go odsunąć.
Składa delikatne pocałunki. Dochodzi do brzegu majtek.
- Harry Przestań.. - kwilę.
- O boisz się? Doprawdy? – zsuwa moją bieliznę i rzuca na podłogę.
Czuję jego ciepły oddech na udach. Robię się cała czerwona i mocno zaciskam nogi.
Rozsuwa je jednym ruchem.
- Zamknij oczy i zaufaj. - gdzieś w tle słyszę muzykę. Spokojną melodię.
- Nie chcę tego.. - dosłownie szepczę.
- Chcesz - teraz czuję pocałunki w najwrażliwszym miejscu.
Znowu chce zsunąć uda on mi to uniemożliwia będąc pomiędzy nimi. To inne uczucie niż gdy robił to palcami. Czuję jego język, który muska moje wejście. To tak delikatne i prawie nie wyczuwalne dotknięcie.
Jednak ponownie uruchamia dziwne, znajome mi już uczucie. Czuję gorąco w całym ciele. Nie mogę myśleć. Moje nogi tańczą wzdłuż jego boków. Zagłębia we mnie i palce i język. To powolna tortura, która jest przyjemnością.
- Harry.. - dysze a nie mówię. Czuje upokorzenie przez to co ze mną robi.
- Boli?
- Nie - jęczę czując jego gorący oddech.
Dochodzę. Znów. Brunet wraca do moich ust i czuję swój smak. Jego dłonie błądzą po moim ciele. Masują uda, brzuch a teraz piersi.
Wzdycham w jego gorące wargi nie mogąc tego powstrzymać. Ogarnia mnie przyjemność. Nie myślę po prostu. Jestem na siebie zła. Resztkami silnej woli zaciskam usta i odwracam głowę w bok. Odsuwa się ode mnie i rozpina spodnie. Po chwili leżą one obok marynarki.
Teraz na nowo zaczynam czuć strach.
- Wiesz, że z tobą nie skończyłem.
- Nie rób tego..
- Prosiłem. Mówiłem. Nie słuchałaś.
Zaciskam mocno zęby żeby nie powiedzieć czegoś głupiego.
- Oj mała - kładzie się na mnie, ale podtrzymuje rękoma.
- Nie wierzę że nie masz chętnych na moje miejsce..
- Ale ja chcę ciebie - całuje moją szyję.
- Przestań.. - staram się podciągnąć do góry.
- Nie - rozsuwa moje nogi. Dociska mnie do swojego ciała. - Doigrałaś się.
- Proszę cię nie..
- Nie wkurwiaj mnie teraz. Jak cię prosiłem to miałaś głęboko w dupie.
Nie odpowiadam ze strachu. Całuje mnie w usta, przez co nie widzę nic co robi tam na dole. Aż czuję ból na policzku, a potem słyszę trzask drzwi. Zaciskam mocno oczy by powstrzymać łzy spowodowane pieczeniem. Oddycham głęboko leżąc w takiej samej pozycji. Czyli jednak potrafi uderzyć. Wiem, że był zdenerwowany. Jego oczy. Ani trochę nie przypominały cudownej zieleni…
~Harry~
Zdenerwowała mnie swoim zachowaniem po południu. Miałem nadzieję, że przez całą noc przemyśli to wszystko.
Dopiero rano idę do niej. Śpi, więc ręce uwalniam i unoszę ciało dziewczyny. Przechodzę przez korytarz do jej pokoju, gdzie ją ubieram. Nie odzywam się słowem, chociaż się już obudziła.  Na policzku ma tylko końce moich palców. Również nie wypowiada ani słowa tylko bacznie obserwuje każdy mój ruch.
Zapinam jej koszulę i biorę za rękę. Schodzimy na dół. Sadzam brunetkę przy stole, podając pod jej nos śniadanie.
Opieram dłonie o kanty stołu i wpatruję się w nią.
- Zasady są w życiu ważne. Dzięki temu świat jest uporządkowany. Nie łam ich, bo wtedy ponosisz konsekwencje. A ja chcę abyś była moją księżniczką. Nie jak te pozostałe – prostuję się. – Zwłaszcza nie jak Elaine… - opuszczam kuchnię.
- Co jej zrobiłeś? – słyszę za sobą.
- Zraniłem ją wszystkim, ale ona zraniła najmocniej.
-Nie myślałeś że po prostu za dużo wymagasz? Nie wiem czy była tu z własnej woli czy nie, ale sam sprawiasz że na przykład ja nie mogę na ciebie patrzeć. Niedobrze mi się robi, ale ty chyba właśnie do tego dążysz. Zmuszasz mnie do bycia tu ale nie robisz nic żeby było lepiej i pomijam dla ciebie najważniejszą przyjemność czyli seks. Miałeś racje, ty po prostu uwielbiasz krzywdzić. - Widzę ją w drzwiach.
- Tak. Taki jestem. Nie cierpię, gdy ktoś mnie nie słucha. Nienawidzę gdy ktoś pyskuje. I nie wypuszczę cię stąd. A swojej natury ot tak nie zmienię. Więc jeśli będziesz się sprzeciwiać, to wiesz że będzie tak jak wczoraj. To nie działa tylko w jedną stronę. Jeśli nikt nie wymaga zmiany, to po co się trudzić prawda? – opieram się o stół w salonie. – A ona to inna historia. Nie miłości. Nie kochaliśmy się. Ja zabijam dużo ludzi. Tych co trzeba. Ale ona też zabiła…
- była w ciąży?
- Tak - odpowiadam. - Nie jestem osobą, która umiałaby wychować dziecko. Chciałem zagwarantować jej mieszkanie i wszystko co potrzebuje ona i dziecko. A Elaine je usunęła. Tak po prostu.
-Przykro mi - Słyszę że mówi szczerze.
- Dlatego jest jak jest. Chodź - ciągnę ją do kuchni.
Wyjmuję z lodówki lód i przykładam do jej policzka. Po chwili nie ma już żadnego śladu.
-Chyba miałeś racje co do mojego ojca..
Wzdycham. Dobra, trochę mi jej szkoda.
- Taki człowiek. Jak widzisz są różni ludzie.
- Są - kiwa głową.
- Chcesz iść na spacer? Jest ładna pogoda.
- Nie ma... jak chcesz.
- Najpierw skończ śniadanie.
- Nie mogę już.
Poddaję się. Ubiera trampki i wychodzimy. Brunetka od razu zakłada ręce na piersi idąc obok mnie. Obejmuję ją ręką. Nie wiem co z nią dzisiaj zrobić. Mam akcję z chłopakami. Dość ważną.
chloe wydaje się być zupełnie nieobecna
- O czym tak myślisz ?
- O niczym. To nie jest moja mocna strona.
- To czemu odpływasz ?
-Nie musiałeś mnie tam tak zostawiać.
- Musiałem. Może nie.
- Zdecydowanie nie.
- To bylem ten drugi ja. Idealnie rozumiem  Christiana.
- kogo? - marszczy brwi.
- A podobno czytałaś tę książkę.
- aaa. Nie czytałam. Słyszałam.
-  No właśnie.
- Czemu mi nie odpuścisz?
- Bo cię wybrałem.
- Ale ja nie chce.
- Masz rację. Muszę to zmienić.
- ojciec w życiu do mnie nawet chłopaka nie dopuszczał. nic. A ty mi tu z jakąś chora obsesją.
- Oj chodź. - ciągnę ją na watę cukrową.
Kto jej nie lubi.
Zabiera ode mnie jeden z patyczków i pakuje sobie lepiącą się słodkość do buzi.
Śmieję się. Jest cała brudna, ale wygląda uroczo.
- Nie jesteś za poważny na watę?
Wzruszam ramionami.
- Też muszę mieć jakąś rozrywkę w życiu.
- A nie jest ją ach, och mocniej?
-  To przyjemność, a nie rozrywka.
- To zboczenie.
- Wcale nie. Seks jest dla ludzi. Wytrzyj się - podaję jej chusteczkę.
- Dzięki.
- Proszę. - idziemy dalej.
Mijam paru znajomych i po dwóch godzinach wracamy do domu. Przebieram się w czarne rurki i zwykłą koszulkę. Broń wkładam za pasek. Przeczesując włosy, zbiegam po schodach.
Chloe siedzi na kanapie oglądając jakiś film.
- Masz ode mnie spokój jakieś cztery godziny. Zobaczymy się rano.
- Super.
- Wiem, że to radosna wiadomość.
- Bardzo.
- Tylko obiad zjedz.
- Tak proszę pana - przewraca oczami dalej oglądając.
- Nie przewracaj oczami Anastasio. I nie przygryzaj wargi.
- Nie mów tak do mnie Harry!
- Zamknij się – całuję ją w usta i biorę kluczyki.
Czekam na chłopaków.
~Chloe~
- Dupek, Gnojek, idiota.. - mówię gdy bruneta już nie ma.
Zostaję sama w domu. Siedzę i oglądam telewizję. Nie mam innego wyjścia.  Stąd nie wyjdę. Może, może warto byłoby przestać na to wszystko, ale przeraża mnie to co może mi zrobić. Tam było tak dużo tych …rzeczy. To dla niego może być zabawa. Boje się go a tak może wreszcie mu się znudze. To co robił było przyjemne... Tak, to było świetne, ale ja się boję. Nie jestem doświadczona w takich sprawach.
Nawet Lubię się z nim droczyć ale konsekwencje jakie mogę ponieść.. Wolę nie ryzykować. Zrezygnowana idę się wykąpać. Siedzę w wannie całe dwie godziny. Przez te wszystkie myśli nie umiem poradzić sobie z uczuciem na dole. To ciężkie.
Odchylam głowę do tyłu i zamykam oczy. Muszę pomyśleć. Ale właśnie to myślenie doprowadziło mnie do tego pieprzonego stanu. Zagryzam warge ściskając nogi.
To co on ze mną w ogóle wczoraj robił. Mimo, że się bałam, to ten dotyk..Sprawiał ogromną przyjemność.
Pomimo wstydu, pomimo że mnie widział i zmusił. O boziu.. Zsuwam się niżej do wody.
Czuję, że moje policzki płoną. Moja ręka gładzi udo.
-Ooo nie - cofam rękę. Nie zrobię tego.
Siłą wychodzę z wanny. Spokojnie Chloe. Jesteś Rozpalona. Owijam się ręcznikiem. Ale tu gorąco.. Wychodzę z zaparowanej łazienki. Wyciągam dres do spania.
Później udaję się na dół. Kręcę się po kuchni robiąc kolacje. Przebieram nogami jak tylko krojąc warzywa.
Czy ja jestem głupia?! Po posiłku czytam 50 twarzy Greya znalezione w regale na książki. Wiedziałam że znajdę tu tą książkę.
Ale to pogorszyło wszystko, gdy doszłam do pierwszego razuAny.
Zamykam tą pierdoloną książkę i odchylam głowę do tyłu sfrustrowana
Ciekawe co oni dzisiaj okradają.
-Nie interesuje mnie to. - stwierdzam na głos.
A cały czas o tym myślę.
Zamykam oczy i po chwili wstaje zdenerwowana zaczynając chodzić po salonie .
Dostane szału. Jak chomik w klatce.
- O Boże jak ja go nienawidzę...
No i jeszcze zaczynam do siebie mówić. Cudownie.
Biorę butelkę wody i idę na góry. Nie wiem jakim cudem ale spróbuję zasnąć.
Kładę się na łóżku. Jest naprawdę wygodne.
Może i lepiej ze Harrego nie ma? Jestem zdesperowana i jeszcze zrobiłabym coś głupiego.
Na przykład wskoczyła mu do łóżka. Nie, lepiej nie. Zamykam oczy i odplywam.

~*~~~~
TROCHĘ WIĘCEJ TYCH KOMENTARZY. NO PROSIMY :)
Zrobię szablon do Godfather, stworzę bloga i od razu podam link :)

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 7

Otwieram oczy i szybko ponownie je zamykam. Mam dość. Cały dzień spędze w łóżku i pierdole Stylesa i cały świat.
Boli mnie głowa. To pewnie od tej wishkey. Leżę w łóżku bardzo długo, aż drzwi się otwierają.
- O 17 masz być gotowa. Idę do pracy, a później zabieram cię na bankiet.
-Nigdzie nie idę - przewracam się na drugi bok.
- Idziesz. O wiesz, chyba przed pracą się rozerwę - czuję jak mnie podnosi.
- Harry zostaw.
- Nie. Ja się nie będę powtarzał Chloe. Prosiłem słuchaj - mówi poważnie.
- Miałeś iść - czuję ścisk w brzuchu.
- Miałaś słuchać. Ile potrzebujesz dowodów?
- Idź już. - wiercę się w jego ramionach.
- Będziesz gotowa na 17. Powtórz - mówi do mojego ucha. - Nigdy nie chciałem więcej, póki nie poznałem ciebie - szepcze i opuszcza mnie na podłogę. Później wychodzi.
Stoję w miejscu w złym humorze. Nie pozwolę sobie ani trochę go polubić.
To się dzieje tak...To takie nie realne. Porwanie. On. Furia. Wszystko w mojej głowie próbuje znaleźć odpowiedź.
Swoją drogą to chyba nie jest taki straszny. Nie żebym narzekała ale jedynie dużo gada. Ale dobrze. Niech tak zostanie. Niech mu się wydaje że jest straszny. Choć czasem jego oczy mnie paraliżują.
Schodzę powoli na dół. Zatrzymuję się na połowie schodów. Nie pamiętam co było w tam tym pokoju. Jednak wiem, że były dwie duże komody. Raczej ubrań tam nie ma. A gdybym to sprawdziła?
Przechodzę korytarzem do ostatnich drzwi. Chcę je otworzyć, ale okazują się zamknięte. Tupie nogą zła. Jakoś je otworze.. Myślę zagryzając wargę. Nie mam tu nawet jak wsuwki wsunąć. Dlaczego je zamknął? Przecież to zwykła sypialnia.
Poza tym jestem tylko ja. Co mogłabym mu tam zrobić? Jego sypialnia! Może znajdę tam klucz. Idę do jego pokoju i zaczynam szukać. Gdzie on mógł dać klucz?
Pod poduszkami na idealnie pościelonym łóżku nic nie ma. W szafkach, które są praktycznie puste. Garderoba? Na pewno nie. Musiał go wziąć ze sobą.
- Oj no weź gościu.. - mówię zamykając drzwi.
Schodzę do kuchni. Wyjmuję z szafki miskę, aby zrobić sobie mleko z płatkami.
- Też chcę - Louis zabiera mi naczynie.
- oddaj.. A z resztą.
- Powiem ci, że nieźle wyglądasz – przygląda mi się. – Zero siniaków. Elaine nie miała tyle szczęścia.
Elaine (Keira Knightley)
-Co takiego?
- Elaine. Była uległa. Nie, nie zabił jej. Ale na tobie musi mu zależeć.
- Nie wierzę że bil kobietę.
Louis krztusi się mlekiem. Potem dziwnie uśmiecha.
- Jak wpadł w furię.
- Bez przesady - mówię i zaczynam jeść.-Louis?
- Ja za dużo gadam - mruczy do siebie. - Nie powinnaś tego wiedzieć. No co?
-Co jest w ostatnim pokoju?
- Czytałaś Greya?
-Wiem tyl... O Boże.
- Nie no bez przesady. - uspokaja mnie. - Ale tak. To lubi Harry.
- Jezu ja się muszę stąd wydostać..
- Nie da rady - kończy jeść i wstawia talerz do zmywarki.  - Ale seks jest przyjemny mała.
- Nie mów do mnie. Błagam.
Śmieje się i znika w salonie. Mam jeszcze sześć godzin.
Nie chce z nim nigdzie iść, ale wiem że się zdenerwuje, ale będzie chciał wyjść więc mnie zostawi. Lub też przerzuci przez ramię i wyniesie z domu.
Ale jeśli będę kompletnie nie gotowa. Nie zrobi tego. Jest zbyt szanowanym człowiekiem. Jedno wiem na pewno. Nie wypuści mnie. To walka z wiatrakami. Idę Zrezygnowana do siebie i rzucam się na łóżko. Patrzę w podwieszany sufit.
Uderzyłby mnie? Przecież.. To poważny biznesmen. Nie bawi się w takie rzeczy ani nie krzywdzi. Ale ten chłopak w clubie.. Prawie go zabił. W ogóle nie panował nad sobą.
W końcu decyduje się na moją starą sukienkę i płaskie buty. Będę gotowa ale nie mam zamiaru się starać.
Schodzę na dół, gdy słyszę że Harry wrócił. Mężczyzna omija mnie i idzie się przebrać. Czekam, może akurat się zatrzaśnie w pokoju.
Wraca w garniturze. Jak dopiero zdjęty z wystawy. Bierze mnie bez słowa za rękę i wychodzimy z domu. Otwiera drzwi od mercedesa. Chwila, ostatnio było lamborghini.
Ale co się dziwić. Ma kasy jak lodu to i pewnie sto różnych aut.
- Będzie tam twój ojciec wiesz? Ale i tak ci się nie uda mu nic powiedzieć.
- Przecież do cholery zniknęłam.
- Nie. Wyprowadziłaś się do mnie.
- O czym nie wie i w ogóle na pewno by na to nie pozwolił.
- Owszem wie.
- trzymał mnie pod kloszem jak tylko.
- Skarbie - śmieje się. - Ja przekonam nawet Obamę.
- Spieprzaj. - patrzę przez okno.
Przenosi dłoń na moje kolano i mocno ściska.
- Może gwałt nie będzie taki zły.
- Nie mów tak nawet - strącam jego rękę przestraszona.
- Przynajmniej się przymkniesz i przestaniesz mnie drażnić. A no i w końcu zrozumiesz, że masz mnie słuchać i to ja rządzę.
- Tak, mówiłeś już. - przymykam oczy.
- A kiedy to do ciebie dotrze? - słyszę jak wzdycha.
- Nie masz takiego prawa.
- Mam.
- Nie Harry. - stajemy przed luksusowym lokalem.
- Mam. Spróbuj się źle zachować, a przełożę cię przez kolano - mruczy i wysiada.
Otwiera mi drzwi.
- Ale jesteś papuga, podobała ci się książka? - ignoruje jego rękę i idę do wejścia.
Ciągnie mnie do siebie.
- Książka została wydana w tym roku. Ja praktykuję od trzech.
- Więc udzielałeś wywiadu. - mówię poważnie.
- Być może nie ja jeden lubię kontrolę.
- Ludzie są widocznie popierdoleni. Nie jesteś jedyny. - zgadzam się.
- Wiesz co? Nie lubię gadać. Dzisiaj po prostu zrobię. A teraz wchodź.
Przełykam ślinę z nerwów. Bez przesady. Muszę bardziej kontrolować swoją buzię. Wnętrze jest bardzo bogate czego się spodziewałam. Robi wrażenie. Żyrandole z diamentów. Lodowe rzeźby. Szklane stoły. Masa ludzi elegancko ubranych. Harry obejmuje mnie w talii i wita się z rożnymi osobistościami.
Nie sile się na choćby grzecznościowy uśmiech.
- Wyglądasz gorzej niż na stypie. Zachowuj się ładniej - podaje mi kieliszek.
- Nie mam ochoty na alkohol.
Widzę jak bierze głęboki oddech. Uśmiecha się, ale w oczach ma lód.
- Po prostu dziękuję - poprawiam się. Trzeba się ratować.
Obejmuje mnie jeszcze mocniej. Podchodzi mój ojciec.
- Tata..
- Cieszę się, że wybrałaś dobrego kandydata.
- Fajnie że chociaż ty tak uważasz - i właśnie strzelam sobie mentalny policzek.
- Nie przejmuj się zdaniem innych - uśmiecha się.
Harry pochyla się do mojego ucha.
- Zamknij się zanim będzie za późno - syczy.
- Jesteś tu z Melissą? - pytam.
- Nie.
- Nie? - Pewnie ma nową dupe.
- Nie. Dzisiaj sam. Harry dobrze robić z tobą biznesy.
- Panie Styles - Mężczyzna, który mnie obejmuje mruży oczy.,
- Jesteście tacy podobni. - mruczę.
- Zaraz wracamy – Brunet bierze mnie za rękę i wyprowadza z Sali głównej.
Stajemy w korytarzu, a on przypiera mnie do ściany. Pochyla się nade mną. Ręką łapie dość mocno mój podbródek, a później gwałtownie i namiętnie całuje w usta. Powstrzymuje się od czegokolwiek i stoję w bezruchu.
- A teraz tak. Idziesz tam i udajesz szczęśliwą. – odrywa się ode mnie, oblizując wargę. – Nie prowokuj mnie. Czy ty możesz chociaż raz do cholery posłuchać?! – unosi brew. – Czy tobie kurwa trzeba wpierdolić, żebyś zrozumiała?! Bo już nie wiem co na ciebie działa, ale coś na pewno!
- Przy tobie pewnie każda udaje - dopiero po chwili zdaje sobie sprawę jak to zabrzmiało - Okay.
- Nie martw się. Dwie godziny i nie będziesz musiała udawać.
Zabiera mnie z powrotem na salę.

~~~~~*~~~~~~~~
Hej. Rozdział chciałam dodać już dwa dni temu, ale niestety internet ma swój limit i spowolnił się. On dalej jest wolny, lecz czekałam cierpliwie aż blogger się załaduje i dodaję rozdział. 
Boże jak mnie to wkurwia. Nic nie mogę zrobić. 
Godfather już napisane :D Niedługo szablon zrobiony będzie. Blog i zacznę dodawać nową historię. Wczoraj zrobiłam zwiastun do nowego opowiadania. Obssesion. Niestety na YT nie załaduję, bo jak już wspominałam NET.
ZAPRASZAM WSZYSTKIE LS NA MOJĄ STRONKĘ, KTÓRĄ PROWADZĘ Z KOLEŻANKĄ :)
nie jesteś ls? Nie hejtuj :)

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 6

Siadam wygodnie w fotelu. Mam dziś dobry humor. Evans nie wie kto go zniszczył. Nawet nie interesuje się tym gdzie jest jego córka.
Jak mnie wkurzy to jej to powiem. Własny tatuś ma ją w dupie. Biedna dziewczyna. Kupię jej coś ładnego. O wiem.
- Victoria - mówię do telefonu.
-Tak panie Styles? - pojawia się w moich drzwiach.
- Zamów biżuterię. Nie ważne ile będzie kosztować. Ma być ładna. Aha i bukiet róż.
- czerwonych.?
- Czerwonych.
- Tak jest panie Styles - posyła mi uśmiech.
Obok niej przechodzi Zayn. Porusza brwiami patrząc na tyłek blondynki.
- wolna?
- Ja już przejrzałem rejony. - odpowiadam opierając się o oparcie.
Kobieta wychodzi a mulat siada na krześle
- Mogę pożyczyć?
- Nie jest moja. Ja mam Chloe.
- A jak z nią?
- Dobrze. Ojciec jej nie szuka. Zajęty jest liczeniem pieniędzy.
- złamas..
- Zgodzę się.
- wychodzisz z nami wieczorem?
- Nie zostawię jej samej.
- Masz stary takie zabezpieczenia że..
- A gdzie idziesz?
- Pewnie ten nowy club.
- Przyjdę. Z małą.
- Jesteś pewien?
- A co ona może tam zrobić.
- Nie wiem - wzrusza ramionami.
- No właśnie.
- Więc do wieczora - Żegna się i wychodzi a ja wracam do pracy.
Po godzinie kurier zawozi prezent Chloe.
do końca dnia mam jeszcze dwa, raczej nudne spotkania.
Wracam do domu około 17. Louis wychodzi zabierając miskę z cukierkami.
- Jasne, możesz.
Kręcę głową śmiejąc się z tego idioty i rzucam marynarkę na fotel.
- Chloe skarbie chodź tu.
Nie dostaje odpowiedzi a i sama dziewczyna nie zaszczyca mnie.
- Nie lubię się powtarzać - wchodzę do jego pokoju.
- Nie karze ci tego robić. - zastaje ją rysującą markerem różne wzorki na pościeli.
- Ale ja ci każę słuchać.
- Mam nogi i ręce, a nie łapy i ogon. - cała kołdra Jest zniszczona czarnym pisakiem.
- No cóż. W tym domu będziesz tak traktowana. Zasada numer pięć. Nie niszcz tego co moje. - łapię ją za włosy i prowadzę do łazienki.
- Przestań w końcu mnie czubać - mówi gdy uwalnia się już będąc w łazience.
- Umyj się i ubierz. Za godzinę masz byc gotowa. Nie będziesz, spotkamy się w pokoju zabaw a twój krzyk będzie słychać w całym domu. - mówię do jej ucha. Moje palce mocno zaciskają się na jej biodrze. - I spróbuj dyskutować. Nie lubisz mnie miłego co?
- Nie. Lubię. CIEBIE.
- A to mnie akurat nie interesuję.
- Nic cię nie interesuje poza zakichanym Tobą.
- Najwidoczniej. W tym życiu trzeba być samolubnym. Nic samo nie przyjdzie. - klepię ją w tylek. - Ubieraj się i nie produkuj.
- wyłaź - wypycha mnie i zamyka drzwi.
Schodzi na dół do kuchni. Woow. Zrobiła obiad.
Musiało jej się bardzo nudzić, ale dobrze smakuje. Umie mała gotować.
Przynajmniej nie jest bezużyteczna. A do seksu ją przekonam. Musimy się najpierw polubić. Jem na stojąco, a potem wstawiam talerz do zmywarki.
Chloe schodzi na dół pół godziny później ubrana w swoje Chyba ulubione spodnie i fioletowy top.
- Przed czasem. Doceniam. Podobał ci się prezent?
Kiwa głową na zapakowaną paczkę leżącą pod stołem.
- To ją podnieś i otwórz. Jesteś jak ojciec. On ma cię w dupie, a ty próbujesz mu dorównać.
- kłamiesz.
- Nie kłamię - wzruszam ramionam. - Nie myśli nawet o tobie.
- kocha mnie. Zrobi wszystko żebyś pożałował.
- Proszę Cię - prycham. - Podnieś to. - podchodzę do niej.
- Nie obchodzi mnie co tam jest.
- Podnieś. To. Albo nigdzie nie wyjdziemy. I dobrze wiesz jak to się skończy. - napinam mięśnie coraz bardziej zdenerwowany.
Widzę po dziewczynie że ona również zdaje sobie z tego sprawę.
 - Skoro tak ci zależy to sam ją podnieś.
- To nie jest dla mnie - warczę. - Doceń dobry gest.
- Nie chce nic od ciebie. Boje się ciebie bo jesteś popieprzony i mam tego dość.
- Jestem. Ale Zauważ jedno. Jeśli mnie nie denerwujesz nic ci nie zrobię. Jednak ty jesteś na tyle głupia, że robisz to cały czas - łapię jej nadgarstki Przyciskając do swojego torsu.
- porwałeś mnie i jeszcze mówisz że to ja jestem głupia? W lustro spójrz.
- Jesteś. Głupia i naiwna myśląc, że jak będziesz się stawiać to wyjdziesz na tym lepiej - zakładam jej naszyjnik i wychodzimy.
Cały czas jest cicho, nie mówi nawet słowa. To samo w clubie.
Przynajmniej tyle. Sadzam ją obok Liama.
Brunetka opiera o oparcie kanapy i zakłada ręce na piersi
Co chwila witam się z kimś kto mnie zna. Nie wiedziałem, że każdy chodzi do jednego miejsca. No ale z drugiej strony nowy club.
Przynoszę jej alkohol i rozmawiam z Niallem.
Kątem oka widzę ze mała nawet nie zaczyna drinka. Siedzi i się rozgląda.
- Bunt tez ci nic nie da. - mówię jej do ucha.
- śmierdzi ci z buzi.-odpycha mnie
- Tak i osiem dni się nie myłem.
- Ja bym tego głośno nie mówiła.
Poprawiam jej włosy i puszczam. Będzie ciężko z nią.
- nie chcę mi się tu siedzieć.
- Współczuję, a teraz chodź - idziemy na parkiet.
Stawiam ją przed sobą a ona podnosi pytająco brwi.
- No, tańczyć nie umiesz?
- Nie chcę.
- Ty nic nie chcesz. Ja wiem. Ale życie jest jedno - ciągnę ją za rękę.
Jej ciało przez szarpniecie przesuwa się w moją stronę.
Przysuwam ją do siebie i tańczymy. Moja.
-  nienawidzę cie - Słyszę przez muzykę.
- Zmienisz zdania. Oczywiście, oby nie w "Kocham cię".
Słyszę prychniecie.
Obracam ją w swoich ramionach. Ma strasznie długie włosy. Rozpuszczone sięgają jej do pasa. Jest piękna i nikt jej nie tknie, oprócz mnie.  Praktycznie się nie rusza, tylko to na co ją zmuszam. Czego się dziwić? Jest ze mną kilka dni. Musi zacząć słuchać, bo naprawdę to się źle skończy. Ona myśli, że jej tylko grożę.
Łapię jej podbródek i całuję w usta. I w jednym momencie czuje jej kolana na moim kroczu. Po jej minie widzę że sama jest zdziwiona i przestraszona tym co zrobiła.
Prostuję się, zaciskając zęby. Moja ręka łapie oba jej nadgarstki trzymając w żelaznym uścisku. Szarpię ją w stronę chłopaków i jednym pociągnięciem, ląduje na kanapie.
- Masz coś do powiedzenia? - syczę przez zęby.
Zatyka usta dłonią i kręci głową na boki.
- Nie? To kurwa cudownie. Wróćmy tylko do domu.- moja ręka przytrzymuje mocno jej kark.
Jej oczy zwiększają swoją wielkość, domyślam się że spowodowane jest to strachem.
- Pilnujcie jej - warczę do chłopaków i przepycham się przez tłumy.
Wchodzę do toalety i pierwsze co robię to obmywam twarz zimną wodą. Swoje dłonie opieram o kanty zniszczonej umywalki.
Muszę się uspokoić bo inaczej to źle się skończy. Emocje chcą wziąć górę. Gdybym ją raz uderzył, wypluła by więcej krwi niż kiedykolwiek jej straciła. Spokojnie Styles. Weź się w garść. Nie mogę stracić panowania. Nie mogę! Patrzę w odbicie. Sam bym się siebie bał.
Trochę uspokojony wracam do reszty i zajmuje swoje miejsce. Chloe siedzi dalej ode mnie. Odpuszczam. Nie ucieknie. Rozmawiam z Louisem, kątem oka widząc że ktoś do niej podchodzi. Brunetka odwraca się plecami do mnie i zaczyna rozmawiać z szatynem. Po chwili słyszę jej śmiech.
Zły krok. Bardzo zły. Patrzę na przyjaciela. On dobrze wie co się ze mną dzieje.  Wstaje a on szybko Odciąga Chloe. Podchodzę do niego, zaciskając pięści. Jestem pewien, że nawet słyszy mój warkot.
Automatycznie robi krok do tyłu. Widzę niepewność w jego oczach.
- Kto ci kurwa w ogóle pozwolił do niej podejść?! - podnoszę głos i łapię go za koszulkę.
Uderza plecami o ścianę. Dostaje cios pięścią w brzuch. Potem kolejny. Obracam go i ląduje na ziemi. Przypieram go do podłogi uderzając bez opamiętania. Słyszę krzyk, nawet domyślam się kogo ale teraz mnie to nie obchodzi. Skończę z nim. Nikt nie ma prawa jej dotykać, ani podrywać.
Pluje krwią nie mając sił już ze mną walczyć.
Gdy prawie traci przytomność chłopaki mnie odciągają.
- Zajebię.. – ciężko dyszę.
- Harry wychodzimy. Nie chcesz być jutro w gazetach - Po chwili znajduje się przed budynkiem.
Opieram ręce o auto, głęboko oddychając. Jutro nie będę pamiętać tego co robiłem pod czas ataku furii.
Gdy względnie jestem już spokojny wsiadam w auto i z Chloe wracam. Wchodzimy do domu. Trzymam za rękę dziewczynę. Ta próbuje wydostać się z mojego uścisku.
- Uspokój się, bo skończysz jak on.  To wszystko twoja wina. Wkurwiłaś mnie.
Momentalnie się uspokaja.
Sadzam ją na kanapie.
- I co? Uważasz, że dalej mówię ale tego nie zrobię?
Nie odzywa się tylko patrzy na swoje dłonie.
- Rozumiesz co do ciebie mówię? - syczę przez zęby. - Nie chcę ci zrobić krzywdy, ale jeśli mnie zdenerwujesz to nie ręczę za siebie.
- Więc daj mi spokój
- W tym problem, że tego nie zrobię. Idź do siebie - siadam na fotelu.
- nudzi mi się tam.
- Poważnie chcesz tu siedzieć teraz ze mną ? - podnoszę na nią wzrok. Nie gwarantuję, że oczy są zielone.
- Nie. - stwierdza. - Muszę tylko.. - rozgląda się. Podchodzi do barku i bierze z niego kilkuletnie whisky.
Oglądam się za nią jak wchodzi na górę. Oddycham spokojniej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pisaliście dużo różnych pomysłów - DZIĘKUJEMY ZA POMOC :) Naprawdę to się liczy. Po próbach pisania niektorych (np. Z Zaynem) uznałyśmy, że nie mamy konkretnej fabuły. Wczoraj wieczorem narodził się pomysł GODFATHER. Właśnie zapisuję do niego zwiastun. Mamy nadzieję, że Wam się spodoba.
I DO ANONIMA, KTÓRY NAPISAŁ ŻEBYŚMY NIE ZAKŁADAŁY NOWEGO, BO NIE BĘDZIEMY MIEĆ CZASU NA TEGO - CZYTAJ NOTKI. PRIZE JUŻ DAWNO NAPISANY. MA 23 ROZDZIAŁY I EPILOG :)




środa, 16 lipca 2014

Nowe opowiadanie

Dwóch wampirzych braci, których nienawiść jest większa niż miłość. Damon - policjant, który stara sobie znaleźć zajęcie w dzień. Gdy zapada mrok pokazuje swoją prawdziwą naturę.
Stefano - lekarz, który chce być jak ludzie. Wtapia się w tłum i nie wyróżnią.
Dziewczyna która ma wypadek trafia na oddział Stefano. Za to Damon prowadzi śledztwo. Maybelly obojgu przypomina Katherine - zabójczą miłość. Co z tego wyniknie?
http://brothers-salvatore.blogspot.com/

ALE DALEJ POTRZEBUJEMY POMOCY Z FABUŁĄ. ODPOWIADAJCIE NA PYTANIE POD ROZDZIAŁEM 5

Rozdział 5


Od rana chodzę bardzo Nie wyspany. Mam ochotę coś sobie zrobić. Nienawidzę koszmarów z przeszłości. Nie cierpię tego. Wtedy zachowuję się jak dziecko bojące ciemności. Moja można powiedzieć słaba strona. Bardzo słaba. Tajemnica o której nikt nie wie. Ciężko jest być na pozór twardym, a w sobie nosić tragedię. Moje przemyślenia przerywają kroki na schodach. Odpycham się od blatu i stawiam talerz kanapek na stole pod oknem. Dziewczyna w dresie wchodzi do kuchni. Ma tu parę ubrań, ale powinniśmy wybrać się na zakupy.
- Nie wysypiam się tu.. - słyszę.
- Musisz się przyzwyczaić. - przyciągam ją do siebie. Bez słowa, chowam twarz w jej włosach.
- Jesteś.. za blisko. - kładzie swoje dłonie na moim torsie próbując mnie odepchnąć.
Ale to ja mam więcej siły i wciąż trzymam ją przy sobie. Chloe bez słowa się odsuwa i podchodzi do blatu. Bierze wysoką, wąską szklankę i nalewa do niej soku porzeczkowego. Odwraca się plecami opierając o ladę i przykłada szkło do ust. Sięgam po kluczyki od samochodu. Czekam, aż dziewczyna zje. Nie puszczę jej bez śniadania.
Ta kończy jeść kanapki nawet na mnie nie patrząc.
- Ubierz się i idziemy na zakupy
- Właśnie o tym marzyłam.. - mruczy idąc na górę. Wraca ubrana w białe rurki, zwykły szary top i tenisówki. Jak to jest że potrafi ubrać się tak można powiedzieć chłopięco, a bywa że wygląda jak bogini.
Tak i tak mi się podoba, ale zrobimy to po mojemu. Moja uległa będzie nosić sukienki i odsłaniać najlepsze atuty.
Pół godziny później jesteśmy w najlepszej galerii w tym mieście.
Wchodzimy do sklepów, które w większym stopniu są moje. Bo ta galeria również jest moja. Opieram się o blat kasy, każąc jej wybierać.
Bierze parę rzeczy i kładzie na ladę obok mnie.
- Nie kochanie, teraz wybierzesz takie ubrania które są dla ciebie dobre i które będziesz nosić - mówię spokojnie. - A jeśli tego nie zrobisz, ja to zrobię.
- Nie wiem o co ci chodzi. Nie czytam w myślach.
Bawię się kluczykami od auta, czekając aż się ruszy.
-No co?
Biorę ją za rękę i prowadzę do sukienek.
- Wybieraj.
- Habit chce.
- Nie wyspałem się dzisiaj wiesz? Jak się nie wysypiam, to mam gorszy humor. Gdy mam gorszy humor ...- nie muszę kończyć.
Bierze dwie przypadkowe suknie i mi je wręcza.
- Mi je dajesz? Przymierzalnia jest tam - wskazuję na pomieszczenie. - Ani słowa - dodaję, gdy jej usta się otwierają.
Brunetka odwraca się i dwiema sukienkami idzie za zasłonę. Czekam, aż wyjdzie. Nie mam zamiaru się z nią sprzeczać. Musi zrozumieć, że życie to gra, a ona została moim pionkiem.
Wychodzi parę minut w swoich ciuchach.
- są dobre.
- Cieszę się. Od dziś będziesz umieć tylko ładne rzeczy. Idziemy dalej - płacę i opuszczamy sklep. Dochodzą szpilki, spodnie, koszulę.
Mała bez słowa sprzeciwu bierze każdy ciuch który jej karze.
- Chodź - obejmuję ją w talii i idziemy do salonu piękności.
- Co ty chcesz mi tu robić do cholery?
- Zadbasz o siebie. Louis cię odbierze. Zaraz tu będzie. Muszę jechać do pracy.
- myślę że zdążę uciec i zmienić nazwisko.
Patrzę na nią z politowaniem. Już chwilę później wymieniam się z przyjacielem. Sam jadę do firmy. Ważne spotkanie.
~Chloe~
Louis przynajmniej siedzi cicho i nie mówi mi co mam robić.
Czyta gazetę, gdy mi malują paznokcie. Znudzona czekam aż w końcu kończą. Widać że boją się Harrego jak cholera.. jak ja. Był niebezpieczny. A gdy wczoraj jego oczy były takie czarne…To było potworne. Dosłownie czułam się sparaliżowana. Zapomniałam jak się Oddycha.
Wiem, że może mnie skrzywdzić. Boję się zrobić zły krok. Boję się, że powiem coś co go rozwścieczy…Nie umiem czasem się powstrzymać. Louis odwozi mnie do Harrego i tam czeka aż Styles wróci.
- Podam ci jeden wątek o którym nie wspominaj mu, żeby go nie wkurzyć. Nigdy nie wspominaj o rodzinie. Po prostu nigdy. No i słuchaj się go. Znaczy nie pyskuj. Nawet ja obrywam gdy się stawiam.
- Widać że miał zryte dzieciństwo. Sam jest nienormalny.
- Tak. Ale co się stało nie wie nikt.
- Nie obchodzi mnie to
- Tu i tak chodzi o seks.
- Co?
Wzrusza ramionami zerkając przez okno.
Przeczesuje palcami brązowe włosy, które ma ułożone na żelu. Po chwili wsuwam dłonie w czarnych rurek.
- Powiedz mi? - pytam bojąc się.
- Nie - odpowiada. - To nie do mnie należysz.
- Do nikogo nie należę.
- Wciąż tak myślisz? To źle, ale Harry ci to udowodni.
- Też musisz być pojebany jak on.
- On nie jest pojebany. On jest samotny. – mruczy i idzie do kuchni.
Siedzę na kanapie analizując każde słowo. Chcę sobie to wszystko poskładać w całość. Dziwne zachowania, zmiany nastrojów. Na pewno coś musiało się wydarzyć w jego przeszłości. Nie chce jednak dowiadywać się co to było, nie interesuje mnie to. Harry wraca wieczorem. Wymienia parę słów z Louisem. Ja biorę jabłko i znikam na górze póki tomlinson nie wyszedł.
Mija minuta po minucie. Stukam palcami o chłodne panele, siedząc na łóżku. Za oknem jest wichura. Prawdziwa burza. Drzwi od mojego pokoju powoli się otwierają, jednak nikt w nich nie staje.
Podnoszę się i niepewnie wychodzę na korytarz. Harry idzie wzdłuż niego do ostatniego pomieszczenia. Czeka na mnie. W mojej głowie dźwięczą słowa Louisa i panika ściska mi gardło. Boję się postawić kolejny krok. Czego on chce.
Ma rozpiętą śnieżnobiałą koszulę. Ręce wsunięte do kieszeni spodni. Wygląda na prawdę zajebiście. Jak jakiś.. Mrugam oczami i próbuje pozbierać kłębek nerwów jakim jestem. Czeka. Wciąż nie odzywając się ani słowem, czeka przy otwartych drzwiach do jakiegoś pokoju. Przełykam ślinę z niemałą trudnością i bojąc się że będę tego żałować kręcę przecząco głową.
- Loe, nie sprzeciwiaj mi się. - słyszę z końca korytarza zachrypnięty głos.
- Boje się - Sama nie wiem kiedy to mówię.
- Chodź tu - prosi jeszcze raz.
No przecież.. Lou przesadzał. Harry jest poważnym mężczyzną, nie Zgwałci mnie. Powoli ruszam w jego kierunku.
Przechodzę całą długość korytarza. Wyciąga w moją stronę rękę. Widzę jak jego klatka ozdobiona tatuażami, powoli się porusza. Wchodzę z nim do pokoju bojąc się nadal.
Pomieszczenie jest bardzo duże. Od razu moją uwagę przykuwa łóżko stojące po środku. Ogromne. Z kolumnami. Harry stoi za mną. Czuję jego oddech na szyi.
- Celem jest też przyjemność. Ja wiem jaka przyjemność jest dobra. Chcę ci ją dać.
- Chyba.. nie Harry..
- Nie sprzeciwiaj mi się - powtarza wprost do mojego ucha.
- Proszę cie - zaciskam mocno powieki.
- Nie zrobię ci krzywdy. - obiecuje mi.
- Ale ja nie chce - łapie się za brzuch. Czego ten człowiek..? Głęboko oddycham.
- Bo nie spróbowałaś. - całuje moją szyję.
- Nie zmuszaj mnie do tego.. - odsuwam się i obracam w jego kierunku.
- Nie zmuszam cię do seksu. Sama będziesz chciała.
- Nie. Nie, w życiu. - błagalnie patrze na drzwi.
- Będziesz - mruczy. - Połóż się.
- Nie - cofam się przed nim.
- Połóż się. Nie rozdziewiczę cię. Nie dzis.
Otwieram szeroko oczy. Jest nienormalny. On naprawdę jest popieprzony.
- Nie patrz tak, tylko się połóż. Nie zrobię ci krzywdy. Nie chcę ci zrobić krzywdy - łapie lekko moje ramiona.
- Zostaw Harry..
- Połóż się Chloe. Słuchaj co mówię, a będzie dobrze.
 -Nie będzie. Nie chce tego cokolwiek chcesz zrobić ty - mówię trochę głośniej przez nerwy.
- Będzie - kładzie mnie na łóżku.
Patrzy w moje oczy. Nie są ciemne.
Podsuwam się do góry przestraszona.
- Nie bój się. Naprawdę nic ci nie zrobię Loe.
- Więc mogę iść.
- Nic złego. - wsuwa swoją dłoń pod moją bluzkę. Gładzi zimną skórę.
Mój oddech momentalnie przyspiesza i staje się urywany.
- Jeszcze cię nie całowałem - mruczy.
Jego wargi są tuż przy moich. Po chwili składa na nich pocałunek.
Jego usta są zadziwiająco miękkie i przyjemne. Całuje bardzo delikatnie. Zamykam oczy. Nie oddaje pocałunku ale też nie utrudniam mu całowania mnie.
Po prostu czekam aż skończy.
- Są strasznie ciepłe..- zabiera dłoń i zsuwa moje spodnie. - Uspokój się.
- Harry nie - mój głos jest piskliwy i nie mogę się ruszyć.
- Nie bój się skarbie. To jeszcze nie jest to co mógłbym z tobą zrobić. Czy to cię boli? - jego ręka delikatnie mnie masuje.
Robię się czerwona i próbuje odepchnąć go i zacisnąć nogi.
- Odpowiedz. Czy to co robię cię boli? - przesuwa ręką bardzo powoli.
- Przestań.. - wyduszam z siebie razem z westchnieniem.
- Nie boli cię to kotku. Chcesz, żebym przestał bo chcesz aby było po twojemu. Ale tak naprawdę ci dobrze - czuję jak jego palec odsuwa materiał majtek.
- O Boże nie Harry - chce złapać jego rękę i go powstrzymać.
- A to cię boli? - delikatnie dotyka mojej kobiecości.
- To sprawia że nienawidzę cie jeszcze bardziej..
- Bo jest ci dobrze, a ty nie chcesz aby tak było.
- Wcale nie! - krzyczę.
- Nie? - wsuwa we mnie dwa palce. - A jednak jesteś mokra.
To tak bardzo dziwne uczucie. Czuje dyskomfort. Nie ból, po prostu to takie obce i raczej nieprzyjemne.
Nikt tak nie robił. Nikt mnie nie dotykał.
- Proszę skończ.. - Boje się ruszyć w takiej sytuacji.
- Dopiero zaczynam - całuje mnie namiętniej, a jego palce poruszają się we mnie.
Pomimo starań jęk opuszcza moje moje gardło wprost w jego usta. Czuję jak ociera o ścianki mojego wrażliwego wnętrza. Uderza o punkt G. Moje ciało wygina się w łuk przez co tylko dociskam się do chłopaka.
- Teraz przeżyjesz swój pierwszy orgazm kochanie - szepcze i przyspiesza.
Chce już mu odpyskować ale nie jestem w stanie.
Przechodzą dreszcze przez moje ciało. Wybucham tam na dole.
Dysze nie mogąc się uspokoić. Chaos. Opadam na poduszki. Wszystko wiruje. Czuje jak Harry Odgarnia mi włosy z policzków. Czuje wstyd ale to było tak przyjemne..
- Wszystko dobrze?
- Nie - zmuszam się do powiedzenia tego.
- Nie? - podpiera się na ręce. - A co ci jest?
- daj mi święty spokój.
- Wiesz, że jak zaczniesz pyskować to mnie zdenerwujesz i cię przerżnę ?
- Nie zrobisz tego.
- Zrobię. Dobrze wiesz.
- Nie jesteś na tyle popieprzony.
Zaczyna się głośno śmiać.
 - Jestem. Dobranoc - wstaje i wychodzi z pokoju, oblizując palce.
Patrzę za nim z szeroko otwartymi ustami.

~~~~~~~*~~~~~~~~~
Naprawdę cieszymy się, że nie możecie się doczekać rozdziałów. Ale jesli po 3 dniach od dodania widzę " kiedy next?????" to mnie kurwica trafia. Jakby nie było go z miesiąc. Błagam was. Opowiadanie dawno skończone. Skopiowane. Będe mieć czas to dodam.
 TERAZ PROSIMY O POMOC. CHCEMY NAPISAC KOLEJNE OPOWIADANIE, ALE BRAK POMYSŁU. MACIE JAKIEŚ WĄTKI, FABUŁY, POMYSŁY - NAPISZCIE 


piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 4

Harry cierpliwie czeka. Mam ostatni dzień. Jest w pracy, więc Louis mnie pilnuje.
- Radzę ci otworzyć to kasyno. Powiedzieć ojcu, że coś tam zostawiłaś, bo potem …współczuję.
- Myślisz że otworzy kasyno bo coś tam zostawiłam - Boże jacy oni są nieświadomi.
- Ja ci tylko p o d p o w i a d a m. Sama wymyśl co zrobić.
- Ugh.. - chowam twarz w dłoniach.
~Harry~
Siedzę w biurze z Victorią na kolanach. Opieram rękę o biurko i myślę. Ma jeszcze 10 godzin. Może da radę.
Kobieta całuje moją szyję zostawiając czerwone ślady swojej szminki. Łapię jej podbródek. Chociaż trochę mi poprawia humor po tym jak użeram się z Loe.
Ta zagryza wargę patrząc na moje usta.
- Co byś chciała?
- Ciebie.. - mruczy.
- nie możesz mnie mieć - wsuwam rękę pod jej sukienkę. Biorę telefon i dzwonię do Louisa.
Blondynka w tym czasie rozpina mój pasek.
- Możesz jej przekazać, że ma dziś być  gotowa?
- Jasne.. - Słyszę odpowiedź.
- Będę za godzinę.
- Okay, czekam. - rozłącza się.
- Chodź tu - Sadzam ją na biurku dobierając się do niej. ~*~ Wchodzę do kasyna caly czas obserwując młodą
Widać po niej jak bardzo jest Zdenerwowana.
I ja naprawdę nie odpuszczę. Wypróbuję ją.
Brunetka wchodzi przez odpowiednie drzwi. Patrzę na nią. No, ładnie wygląda. Patrzy na mnie rozczarowana gdy nigdzie nie znajduje swojego ojca.
Podchodzę do niej.
- Ewakuuj ludzi.
-Harry..
- Słucham.
- Zostaw to. Po co ci..
- Osiągam swój cel. Będę miał albo kasyno, albo ciebie.
- Okay-, cofa się automatycznie i robi co jej karze.
Jak w zegarku normalnie.
Brunetka wyprowadza ludzi i karze ochroniarzom przepuścić nas. Chłopaki zajmują się tym co umieją, a ja ją pilnuje. Ta patrzy na nich zagryzając mocno wargę.
- Piękna jesteś - mruczę jej do ucha.
- daj mi spokój - robi krok ode mnie.
- O nie.
- Tak.
- A ja chcę cię mieć.
- Zrobiłam co chciałeś.
- Teraz chcę ciebie - łapię ją przyciągając. Moje palce zatrzymują się na jej tyłku.
- odpieprz się - odpycha mnie.
- Grzecznie.
- Harry.. Masz kasyna. - mówi z wyrzutem. - teraz mogę sobie iść - wymija mnie.
- Nie - łapię jej rękę dość mocno.
- Puść.
- Nie.
- była umowa.
- zapłacę za to. Ale teraz jesteś moja.
- Chyba coś ci się pomyliło.
- Chyba jednak nie. - mocno łapię jej biodra. Wkurwia mnie. - Zasada numer trzy.  Jesteś mi uległa. Wracamy - szarpię ją ciągnąc do wyjścia.
Dziewczyna szarpie się chcąc się wyrwać. Coraz bardziej wytrąca mnie z równowagi. Czy ona nie rozumie, że lepiej współpracować? Że będę milszy?
Wpycham ją do samochodu i sam wsiadam. Łamię zakazy.
- Jesteś dziewicą? Jak nie odpowiesz to sam to sprawdzę.
- Po co ci to?
- Mówiłem. Zabawa też- Co ty ode mnie chcesz?
- Ciebie chcę dziewczyno. - Irytuję mnie.
- Nie ma szans Harry. Nie, nie ma mowy.
- I myślisz, że ja odpuszczę? - unoszę brew.
Nigdy się nie poddawaj. Kolejne zasada.
- Jezu.. - przeczesuje palcami włosy. jest ważna.
 - Harry jestem.
- Dupek..
Hamuję ostro przed domem. Wyciągam ją z auta za włosy.
- Boli! - stara się przybliżyć żeby mniej bolało.
- Naprawdę?! – wpycham ją do domu. – A ja do cholery nie wyraźnie mówię?! Lubisz ból? Ja uwielbiam go sprawiać, więc zacznij kurwa słuchać albo sama się przekonasz co mogę z tobą zrobić. Tylko wtedy już nie będę nad sobą panował!
- Okay.. - Słyszę cicho.
Moja klatka unosi się bardzo szybko. Puszczam ją i zamykam dom. Idę do kuchni wściekły. Słyszę że mała idzie po schodach na górę. To dobrze. Muszę ochłonąć, zanim naprawdę wpadnę w furię. Wtedy nie wiem co się ze mną dzieje. Biję na oślep. Nie myślę. Emocje mną rządzą.
Mam tak od kiedy uciekłem z domu. Zawsze radziłem sobie sam. Agresja i przemoc władały mną od kiedy pamiętam. Kiedyś, aby zarobić brałem udział w nielegalnych walkach. Miałem może 20 lat. Ledwo. Potrzebowałem pieniędzy. Potem przestałem. Mam firmę. Mam cały świat w rękach, ale moja druga natura dalej została.
Ale przecież... nie ma ludzi idealnych. Wyciągam z lodówki sałatkę z rana i kończę ją przed telewizorem.
Później lituję się i robię kolację dla dziewczyny. Emily ma wolne jak na razie. Niech sobie kobieta odpocznie. Zanoszę talerz na górę.
Siadam na łóżku obok brunetki.
- Przepraszam słoneczko.
- Nie ważne.
Całuję jej skroń i podaję jej kolację.
- Nie chce. - odstawia talerz.
- Musisz jeść. Nie denerwuj mnie już dzisiaj.
- Porozmawiamy jutro - odpowiadam i wychodzę z pokoju.
Biorę szybki prysznic, a później siedzę w gabinecie ze szklanką whisky. Rano twierdziłem, ze mam dość nastolatek.
Taka trochę ironia, no ale... Chloe zostaje ze mną. Podoba mi się. Chcę ją mieć u siebie. Chcę z nią robić wiele rzeczy. Będzie mi ufała, a ja jej. A skoro mam Chloe, to nie mogę bawić się Victorią. Uczciwość wobec kobiet. Też taka zasada istnieje. Ja mam swój honor.
Po prostu koniec ze słodką blondynką z biura.
Dobra była w łóżku. Och, to z pewnością. Zwłaszcza taka przykuta kajdankami. Na takim rozmyślaniu schodzi mi do północy. Postanawiam iść spać i tak właśnie robię.
Noc przemija okropnie. Rzucam się praktycznie na łóżku. Każdy szmer…Każdy trzask… Paraliżuję mnie strach.
~~~~~~~*~~~~~~~~~~~
Wiem, że uwielbiacie nowe blogi. Ha. Mam dla Was nowe. http://amnesia-fanfiction-black-malik-wilson.blogspot.com/





środa, 9 lipca 2014

Rozdział 3


Opieram ręce o blat, stojąc nad Niallem, który sprawdza w komputerze wszystko co potrzeba. Naprawdę nie lubię nastolatek. Są dziecinne.
- Nie damy rady bez tych pieprzonych kodów stary - mówi zrezygnowany.
- Masz rację. Zaczekaj – wyjmuję telefon i zaraz prycham. – Dzięki za przekierowanie numeru.
- Nie wiem tylko czy zdążyłem.
- Zaraz się dowiemy - dzwonię do Louisa, który pilnuje dziewczyny.
Okazuje się że Chloe jest na swoim miejscu. Pożałuje tego czego próbowała. Jeśli myśli, że współpracuje z idiotami to się myli. Ale to jak wrócę do domu. Klepię przyjaciela po plecach i wychodzę z Sali.
Sekretarka daje mi dzisiejszą pocztę gdy koło niej przechodzę.
- Dziękuję - mrugam do niej.
- Do widzenia panie Styles - Słyszę gdy winda się zamyka.
Wracam do domu zły. Oj bardzo zły.  Widzę Louisa siedzącego na kanapie.
- Gdzie ona jest? - ściągam marynarkę.
- Na górze - mówi przełączając kanał
Wchodzę tam i od razu kieruję się do jej pokoju.
- Tak się nie będziemy bawić.
Dziewczyna patrzy na mnie siedząc na łóżku.
- Zaufanie działa w obie strony. – podchodzę do niej i łapię za włosy. – Ty ufasz mi, a ja tobie.
- Puść! - krzyczy próbując się uwolnić.
Trzymam ją jeszcze mocniej. Pochylam się nad dziewczyną.
- Kurwa, nie wyjdziesz stąd póki nie zrobisz tego za co ci płacę.
- To będzie trudne bo kurwa po to muszę wyjść.
- Nie o tym mówię - wywracam oczami. - O tym, że nie uwolnisz się ode mnie aż nie wykonasz zadania. Zasada numer jeden. Ja płacę, ja wymagam. Zasada numer dwa. Słuchasz co do ciebie mówię. W twoim przypadku, nie radziłbym niecierpliwić się na następną lekcję.
- lekcje? - pyta z drwiną.
- Tak. Nie wiem czy chcesz wiedzieć jakie są kolejne zasady i kary.
- Nie będę specjalnie starać się tu długo zabawić
- I bardzo dobrze.
- Daj mi spokój
- Dam, a teraz się ubieraj.
- Jest ciepło na polu.
Biorę głęboki oddech. Przerzucam ją przez ramię i wynoszę z domu.
- No zostaw mnie Harry! - uderza mnie w plecy.
- Zamknij się. Psujesz mi udany dzień - idziemy do samochodu.
Wsadzam ją na miejsce pasażera i sam zajmuje swoje po czym ruszam.
- Jedziemy do kasyna.
- Cześć tato. Dasz mi kody? O tak dla zabawy. Przecież nie chce ich dla jakiegoś... no.
Patrzę na nią z politowaniem.
- Rusz głową.
- widocznie mnie przeceniasz.
- Miałaś mnie słuchać.
- Nie da mi tych kodów. Nie ufa mi.
- Więc ich poszukasz.
- człowieku ich nie ma nigdzie zapisanych. Zna je on i to wszystko. Nadążasz czy wolniej?
- Już ci chyba mówiłem, że masz zostawić otwarte kasyno.
- Nie mogę tego zrobić własnemu ojcu. To jego, nie twoje.
- I dalej będziesz dyskutować.
- Dobra, już idę.
Wypuszczam ją z auta. Cierpliwie czekam.
Perspektywa Chloe
Teraz po prostu muszę znaleźć tatę i o wszystkim mu powiedzieć - myślę wchodząc do części biurowej. Otwieram drzwi od gabinetu. Mój tata rozmawia przez telefon, a brunet o brązowych oczach z wczoraj, chodzi po pomieszczeniu. Nie! Nie, nie, nie.. Siadam na krześle po przeciwnej stronie ojca i czekam.
- Cześć Chloe. Coś się stało? – odkłada telefon.
- chciałam.. Pogadać. Z Tobą tato, tylko.
Liam..tak tak miał na imię, wyjmuje broń stojąc za plecami mojego ojca. Ten tego nie widzi. Tętno mi przyspiesza i nie jestem w stanie uspokoić oddechu.
- Zresztą.. To nic osobistego.
- Więc o co chodzi?
- Jestem ciekawa.. na filmach ludzie dają na hasła banalne rzeczy. Albo bliskich. Jestem jednym z kodów tatku?
- Co?- śmieje się. – Co ty mówisz do mnie?
- Jestem ciekawa - uśmiecham się do niego.
- To byłoby za proste.
- Tak się robi.
Brunet unosi brew i patrzy na mnie. Spojrzenie mówi „ Kombinuj dalej”.
- zawiodłam cię kiedyś? - pytam.
- Chyba nie.
- Więc dlaczego mi nie ufasz? - przyjmuje ton któremu żaden ojciec się nie oprze.
- Bo widzisz, to są bardzo ważne kody i sprawy. Nie musisz zaprzątać sobie tym głowy.
Czuje się podle ale przecież muszę.
 -  Proszę.. To będzie nasza tajemnica.
- Idź do domu - całuje moje czoło.
- Odwiozę ją - mówi Liam i wyprowadza mnie.
Odsuwam się od niego maksymalnie.
- Nie za dobrze ci poszło.
Ignoruje go i idę dalej .Wychodzimy z kasyna. harry otwiera mi drzwi. Bez słowa wchodzę i zakładam ręce na piersi.
Mężczyźni gadają przed samochodem. Widzę że Harry nie jest zadowolony. Nie będzie miło. Tego jestem pewna. Żegnają się i Liam wraca do środka a Harry rusza. Prowadzi auto bez słowa. Tak samo jak bez słowa wchodzi ze mną do domu. Zdenerwowana od razu kieruje się na schody. Dopiero po godzinie Louis każe mi zejść na obiad. Siedzę w kuchni, jedząc posiłek przygotowany przez kucharkę.  Jest bardzo smaczny ale to nie zmienia faktu że wszystko jest popieprzone. Mam oszukać ojca, aby oni zarobili. I nie mam innego wyjścia. Wszystko przemyśleli.  Nie mogę im powiedzieć że wiem jakie są te hasła. Tata sam o tym nie wie. Kiedyś po pijaku mi się zwierzył. Tylko nie wiem co dalej. Ja nie powiem, a on będzie mnie zmuszał do otwarcia kasyna tak czy tak.
Przecież tego człowieka nie da się nie bać.
I na pewno nie da się oszukać. Harry zabiera mi talerz i chowa zmywarki.
- Masz trzy dni. Od jutra. Każdy kolejny, będzie coraz ciekawszy. Obiecuję.
- Przecież się staram. Próbuje.
- To próbuj dalej. Trzy dni. Potem się zabawimy.
Przesadza. Co takiego mi zrobi? Przecież jestem mu potrzebna.
Ciekawie. Bardzo ciekawie się robi. Przez dwa następne dni próbuje cały czas. Myślę ale strach tego nie ułatwia.

~~~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pokażcie że czytacie!

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 2



Wychodzę zła z kasyna ojca. Dlaczego do cholery nie mogę być niezależna? Robi wszystko by trzymać mnie blisko siebie jak jakąś pięciolatkę. Dużo razy powtarzam mu, że jestem dorosła. Że mam te 18 lat i mogę za siebie odpowiadać. Nie zgadza się, abym nawet sama zamieszkała. Ostatnio łaskawie wyrobił mi kartę bankową…
Co z tego jak sama nie mam jak zarobić gdyż mi nie pozwala a on daje mi limit na śmieszną kwotę. Tak najlepiej. Wszystko kontrolować. Idę zła chodnikiem. Czuję na sobie czyiś wzrok. A tak. To pewnie tego bruneta, który łobuzersko opiera się o lamborghini. Mam ochotę wywrócić oczami ale rezygnuje dalej idąc przed siebie. Podpieprze ojcu kasę, kupię bilet i tyle mnie kurwa będzie widział, zgred stary.
Moje rozmyślenia przerywają czyjeś ręce. Zostaję podniesiona i przerzucona przez ramię.
- Hej! - to słaby dowcip czy patent na podryw.
- Porozmawiamy później – otwiera mi drzwi i wsadza do czarnego samochodu.
Po chwili do mnie dołącza i rusza.
- Co je.. ojciec cię przysłał?! Powiedz mu że nie mam najmniejszej ochoty mieć z nim cokolwiek wspólnego!
- Cudownie. Bardzo się z tego powodu cieszę, więc mi pomożesz – posyła mi uśmiech i opiera rękę za moim fotelem, wykręcając auto.
- kim do cholery jesteś? - nie znam tego faceta.
- Harry Styles – dobra, jednak znam. Gość ma tu wszystko.
- Znam cię - wypalam.
Prycha pod nosem i przyśpiesza się. Nie odzywa się słowem do końca drogi, a parkuje pod willą.
Marszczę brwi. Nic z tego nie rozumiem.
- Po co mnie tu wziąłeś? A właśnie to jakby... porwałeś. - zaznaczam.
- Pomożesz mi, a ja ci zapłacę.
- Zdajesz sobie sprawę jak to brzmi?
- Dziewczyno, gdybym chciał seksu to bym nie szukał małolat. A teraz idziemy – bierze mnie za rękę i ciągnie do wejścia tego wielkiego domu. W salonie zauważam tego blondyna co ze mną tańczył i trzech innych mężczyzn. Pomieszczenie jest jeszcze bogatsze niż w moim domu. Jak ja przepraszam mogę pomóc pięciu dorosłym facetom. Czuje coraz większy niepokój.
- Usiądź – Harry pcha mnie lekko na fotel.
Sam staje za kanapą gdzie siedzą jego koledzy.
Chce zadać kolejne pytania ale jakoś żadne nie chce opuścić moich ust.
- Dasz nam kody. -- mówi blondyn.
Marsze brwi. O jakie do cho... Kasyno. Po co im... O Boże. W jak duże gówno się wpakowałam?
Patrzę na nich wszystkich po kolei. Mówią poważnie.
-Nie znam ich.. - wyduszam z siebie.
- Owszem znasz - Harry powoli do mnie podchodzi.
- Nie, naprawdę.
- To poznasz.
- Nie powie mi. Nie jest głupi - ja chce do domu.
- A kto ci każe pytać? - chodzi wokół mnie.
- Więc jak mam się niby dowiedzieć?
- Poszukasz. Rozejrzysz się. Lub też zrobisz tak, aby kasyno nie było zamknięte chociaż powinno być.
- Dobra..
- Ona rzeczywiście chce się odgryźć na ojcu. - mówi do bruneta o niebieskich oczach.
- Skąd wy... no tak. Na prawdę mi zapłacisz?
- Naprawdę. Dotrzymuję słowa.
- Ile?
- 100?
- Słucham?
- Czy 100 ci odpowiada?
- Chyba.. - moje położenie nie bardzo pozwala na kaprysy.
- Dobrze. Więc najpierw dostaniesz 50 tysięcy, a po wykonaniu resztę…
- To już? Mogę iść..
- Nie. Zostajesz tu.
- Co? Nie, przecież mam..
- Co masz?
- poszukać..
- Tak. Ale będziesz na razie mieszkać tu.
- Nie ma mowy. Nie! - wstaję gwałtownie.
Harry gwałtownie łapie mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie. Jego oczy są bardzo ciemne.
- Zostaw.. - prawie piszczę.
- Jestem miły. Możemy się dogadać, ale jak będziesz słuchać. Skoro powiedziałem, że zostajesz tutaj to tutaj zostajesz – mówi chłodno.
- Bo muszę cię mieć na oku. Dzwoń do tatusia i powiedz, że jesteś u koleżanki.
- Nie jesteś fair. Skoro się zgodziłam, a ty coś kręcisz. - wyrywam swoje dłonie.
- Po prostu się obawiam, że chcesz nasz oszukać.  Jak masz na imię?
- Nie. - siadam na swoim poprzednim miejscu. Tak bardzo nie chce tu być.
- Niall, jak ona ma na imię.
- Chloe.
- A więc Chloe – patrzy na mnie. – To tylko trzy dni. No chyba, że zejdzie ci dłużej.
- Jak do cholery mam się dowiedzieć będąc tu? - banda debili.
- Nie będziesz tu cały czas.
- Świetnie..
- Chodź – łapie mnie za rękę i prowadzi do pokoju na górze.
- Trochę jak w burdelu, tylko bardzo luksusowym - mruczę rozglądając się.
- Tak to porównujesz? Przecież cię nie wykorzystuję seksualnie. - puszcza mi oczko. - Tu masz łazienkę - wskazuje na drzwi. - Dasz sobie radę. Jak chcesz jeść, to na dole masz kuchnię.
- Miałam na myśli wygląd. Masa drzwi wszędzie.
- Śpij dobrze – mówi i wychodzi.
Ta sypialnia jest w kolorze czerwono czarnym. Ściany są jak krew, a meble bardzo ciemne.
Nie marnuję czasu. Wyciągam telefon. Jest zasięg!
"Harry Styles chce kody do blokad tato. Wiesz gdzie mieszka. Byłeś tu. Chyba zostałam porwana. Przepraszam. Kocham Cię. "-wysyłam wiadomość i po uzyskaniu raportu doręczenia chowam go z powrotem do spodni.
Siadam na łóżku głęboko oddychając. Poradzę sobie...


~~~~~~*~~~~~~~
Hej. O matko, początek i tak dużo komentarzy. Oby tak dalej! :) 
Zapraszam serdecznie na bloga koleżanki. Świetnie pisze! http://angel-fanfiction-poland.blogspot.com/

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 1


Przez pół godziny opieprzam całą czwórkę. Już mi się gardło zdarło. Mam ich dość. Jak można być aż takim debilem i nie wykonać prostego planu? A, B i C. Ale nie.  Po co słuchać. Co mnie kurwa obchodzi że coś jest trudne?! Płace im tyle że trudne też ma być dla nich łatwe.
Siedzę na krześle w firmie i stukam palcami o blat. Dobrze, że konferencyjna to pomieszczenie dźwiękoszczelne. Zrezygnowany po chwili kończę spotkanie mając ich wszystkich dość Opuszczają salę. Odchylam się do tyłu, gdy słyszę ze ktoś wchodzi.
- Tomlinson zejdź mi z oczu.
- Mam nowe plany.
- A ja mam ochotę cię zabić, wiec...- wpatruję się morderczym wzrokiem w bruneta.
- No co ty chcesz? Liam jutro odbiera ładunki.
- Ale to jutro miało być wczoraj! - krzyczę. Nie, ja po prostu jutro nie będę mógł mówić.
- Spokojnie stary. Na sobotę będziemy gotowi do akcji, jak było planowane.
- Do której soboty? Za miesiąc czy Kurwa za dwa? Dawaj te plany - walę otwartą dłonią w blat.
-Masz - rzuca mi je przez długi stół.
Biorę je do rąk i przeglądam.
- Nie wierzę, że ty to wymyśliłeś.
- Nie ja. Zdobyłem.
- Za mądre dla ciebie. Dobra. To teraz tłumacz skąd, jak i gdzie.
I tak kolejne dwie godziny spędzam w tej sali.
Wychodzimy razem z pomieszczenia. Podchodzę do biurka sekretarki i Pochylam się nad nią. Serio? Ma atak serca?
- Panie Styles.. - Prawie dochodzi mówiąc to.
- Victoria - Pochylam się jeszcze bardziej.
- Słucham?
- Kawa. A jak zrobisz mi kawę to będziesz mogła wcześniej wyjść. Ładna sukienka.
-Tak oczywiście. - jej klatka szybko się porusza
Dotykam palcem jej podbródka i prostuję się. Wolnym krokiem z ręką w kieszeni, idę do swojego gabinetu. Jest cały przeszklony. Staję przy oknie i patrzę na piękny widok Nowego Jorku. Uwielbiam to miasto. A możliwości jakie tu mam , pieniądze, wpływy tylko to potęgują. Ja mam wszystko. Prawie każdy ten budynek jest mój. O tam ten tam też. Uśmiecham się.
Przenoszę wzrok na kasyno, którego plany dziś dostałem.
Cholera...Jak ja pootwieram te wszystkie blokady. Siadam z westchnieniem na krześle. Coś wymyślę...
Zawsze wcześniej czy później osiągam swój cel.
- Victoria! - krzyczę po pięciu minutach.
- Tak - blondynka momentalnie pojawia się w drzwiach.
- Kawa.
- Tak panie Styles. Już przynoszę. Chwilka. - minutę później mam swoją kawę na biurku.
- Dziękuję - całuję jej dłoń.
- Nie ma za co - posyła mi szeroki uśmiech i opuszcza pomieszczenie.
Piję kawę, wpisując w komputer nazwę kasyna. Obok na biurku leży masa  faktur i umów. Później, Później papiery. Wiem o tym miejscu i o jego właścicielu wszystko. Oprócz tych jebanych blokad.
Wiadomo, że od szefa ich nie wyciągnę. Musze znaleźć lepszy sposób. Wpatruję się w szarą ścianę przede mną. Słyszę rytm który sam wystukuje palcami.
Zwariuję. Za pięć minut Zwariuję. Wypuszczam powoli powietrze i przeczesuje palcami włosy. Firmę opuszczam dopiero wieczorem. Zakładam marynarkę i idę do auta.
Czarnym lamborghini dojeżdża do ogromnej parceli.
. Ogólnie dom jest piękny. Bardzo duży, umieszczony po środku wielkiej parceli. Spacer od drzwi do bramy zajmuje dobre dziesięć minut. Ogrodzenie jest mosiężne i bardzo wysokie. Sama brama imponuje wyglądem, ponieważ dopracowany jest każdy szczegół. Wjeżdżając na teren działki prowadzi aleja drzew na sam okrągły dziedziniec. Auto może objechać fontannę znajdującą się po środku i zatrzymać pod drzwiami wilii.
Ogromna drewniana powłoka ma dwa skrzydła, które otwiera się do wewnątrz. schody są od razu na pierwszym widoku. Białe, szerokie, prowadzące na samą górę. Balustrada jest w kolorze mahoniu. Klucze okłada się na malutki stolik, stojący obok szafy na ubrania wierzchnie.  Po białych, duży kwadratowych płytkach można przejść do salonu z prawej strony. Nie przechodzi się przez drzwi, a przez drewniany łuk. Sofa w kształcie litery L, stoi naprzeciwko foteli. Meble są wykonane z drewna, a niektóre mają kolor beżowy. Ogromny telewizor robi wrażenie. Jest prawie jak w kinie. Oczywiście pianino również się tam znajduję. Jest ustawione na podeście ze schodkami.
 Cofając się do holu i idąc w lewą stronę można dojść do drzwi wielkiej kuchni. Emily – kucharka z profesjonalnej restauracji, ma teraz swoje nowe imperium w postaci tego pomieszczenia. Wszystko jest tak nowoczesne, że zapiera dech w piersiach.
Na piętrze znajdują się sypialnie, łazienki, siłownia oraz sauna. W domu są dwa baseny. Jeden w ogrodzie, a drugi zabudowany przy garażu. Dom jest idealny.
Parkuję w garażu. Zmęczony wchodzę do domu. Marzę o prysznic. Rozpinam śnieżnobiałą koszule w drodze do łazienki.
Przewieszam ją przez balustradę schodów i wchodzę na górę. Mam wielki dom, a jest w nim tak pusto.
Stoję pod gorącym strumieniem ponad godzinę. Tego potrzebowałem. W bokserkach idę do sypialni. Deszcz uderza o parapet. Opadam na łóżko z westchnieniem. Coś wymyślę.
Powoli odpływam. Rzeczywiście w środku nocy budzę się. Jest burza, a mnie oświeca. Gość ma córkę. Z uśmiechem na ustach opadam ponownie na poduszki.
Czy ja nie jestem genialny? Tak, wiem. Zaraz rano wszystko zaczynam sprawdzać.
Wzywam Nialla do firmy.
- Co tam, co tam?
- Rozejrzysz się za córką szefa kasyna.
- Niby po co ci to?
- Pomysł i potem zadaj pytanie.
- Mam ją po prostu obserwować?
- Dokładnie.
- niech będzie.
- Dziękuję.
Zabiera kubek z kawą i wychodzi z mojego biura.
- Victoria - mruczę do mikrofonu. Jestem tak ogarnięty, że aż wcale.
- Słucham panie Styles.
- Co ja mam teraz?
- spotkanie z kierownikiem Parkerem proszę pana.
- Cholera...Dziękuję kochanie.
- Do usług panie Styles. - Jak ta kobieta jest łatwa w obsłudze.
Opieram się w fotelu. No i mam klucz. A ten klucz ma długie brązowe włosy, niebieskie oczy i dość ładny uśmiech - myślę, patrząc na zdjęcie. Jest przepustką do zdobycia kolejnego celu. Jaki ja mam dobry humor. Nic tego nie zepsuje.
Cały dzień mija mu szybko, a wieczorem dostaje raport od Horana.
Chcę zmienić bo była strasznie chaotyczna ale może to tylko w tym opowiadaniu
- No i jak? - pytam. - Mów wszystko.
- połowę dnia była w kasynie a później club. Nastolatka - wzrusza ramionami.
- Co za nuda.
- No w tym clubie to nudno nie było. Nawet ze mną tańczyła.
- Oj Niall. Masz swoje lata. - kręcę głową. - No nie ważne. Chodź za nią dalej.
- Ta jest. - śmieje się i rozłącza.
Odkładam telefon. Kurwa...Mam nadzieje, ze nie będzie zachowywała się jak dziecko.
Na pewno nie. Nie chce mi się z nią użerać.
Wychodzę z gabinetu. Jest dziewiętnasta, a Victoria dalej w pracy.
- Chodź mała. Idziemy.
- Jeszcze mam... - pokazuje na papiery.
- Powiedziałem cos.
- Dobrze panie Styles. - wstaje i wszystko gasi.
Pomagam jej ubrać płaszcz i wychodzimy z firmy. Prowadzę ją do swojego auta. Z zaskoczeniem ale i radością wchodzi do środka. Ja również Wsiadam i manewrując wyjeżdżam z parkingu.
Blondynka patrzy w moją stronę a ja dostrzegam uśmiech na jej twarzy.
Pobawimy się. Czemu by nie.
- Nowe perfumy?
- Czy ja wiem - odpowiadam skręcając w następną ulice.  Kładę dłoń na jej kolanie.
Od razu wyczuwam różnice w jej oddechu. Jest na mnie tak podatna. Zaciskam palce, a po chwili moja ręka przesuwa się na jej udo.
Kobieta zagryza wargę co nie uchodzi mojej uwadze. Słodka jest. Przyspieszam i Wjeżdżam na moją parcele.
Parkuje przed głównym wejściem i idę otworzyć jej drzwi po czym podaje rękę. Idziemy do środka domu. Jak przypuszczam jest zaskoczona wyglądem. Zdejmuję z niej płaszcz.
- piękny dom.
- Dziękuję.
Odkładam ubranie i wracam do mojego gościa.
- Chcesz się czegoś napić? – oblizuję wargę.
- Tak, poproszę.
- A co być chciała?
- wino? - odwraca się w moją stronę.
- Białe? Czerwone? - unoszę brew i podchodzę do barku.
- czerwone.. - czuję na sobie jej intensywne spojrzenie.
Nie jestem pewien czy ona wie, co my będziemy dzisiaj robić. A będziemy robić dużo. Uśmiecham się pod nosem i wyciągam butelkę najlepszego wina w tym mieście. Sprowadzonego prosto z Werony. Ze szklanej witryny wyjmuję dwa kieliszki.
Prawdziwy kryształ brzdąka gdy naczynia odbijają się o siebie. Nalewam do nich alkoholu i podaje jeden kobiecie.
Poprawiam mankiet koszuli, którą nieco podwijam i wskazuję ręką na fotel. Siadam na sofie, przyglądając się długonogiej blondynce. Nie spuszczam z niej wzroku, biorąc łyk wina. Widzę, że jej ciało łaknie mojej uwagi.
- A więc Victoria – zaczynam przyciszonym tonem głosu. – nie zabrałem cię tu bez powodu. Mam nadzieję, że się tego domyślasz.
Kiwa głową patrząc na mnie uważnie.
- Tylko musisz wiedzieć, że to będzie seks według moich zasad.
Kieliszek prawie wypada jej z rąk a twarz uśmiecha się.
- I nie gwarantuję ci nic oprócz tego – dodaję chłodno.
- Oczywiście.
- Więc chodź  - odstawiam kieliszek i wstaję.
Obejmuję blondynkę w talii, zmierzając z nią na górę. Idziemy po schodach, a następnie otwieram drzwi. Jest to jedna z sypialni poświęcona tylko do tego. Nie śpię tutaj. Nawet po seksie idę do swojego pokoju. Blondynka stoi przede mną. Obejmuję ją rękoma i składam pocałunki na jej szyi. Najpierw delikatne, a później są to ukąszenia miłości. Rozsuwam jej sukienkę jednym ruchem. Materiał opada na drewniane panele. Łapię nadgarstek dziewczyny i ciągnę ją na łóżko. Jej reakcja nie jest dla mnie zaskoczeniem. Nachylam się nad Vicky i wpijam w jej usta. Całuję bardzo brutalnie i namiętnie. Ręką przytrzymuję jej kark. Stara się oddawać pocałunki tak samo.
Biorę oddech i opuszczam dłonie na jej uda. Mocno je zaciskam, zostawiając czerwone ślady palców. Ciągnę zębami za wargę dziewczyny. Jej oddech bardzo przyśpiesza.
- To nam nie będzie potrzebne - wsuwam palce za jej majtki i ściągam je w dół. Lądują po drzwiami. - I to również - Rozpinam dziewczynie stanik. Taka moja na tą noc. Czego my nie wypróbowaliśmy. Wiem jedno. Rano nie będzie mogła chodzić.

~~~*~~~~
No, więc jak podoba się pierwszy rozdział?
Od razu mówię, że będą sceny łóżkowe, dość szeroko opisane. Więc...No, uprzedzam.
Mamy nadzieję, że zostawicie sporo komentarzy. 

środa, 2 lipca 2014